Ale wpadka! – napisałby portal, który jest chyba ultrapsychopatą niezdolnym do odczuwania podstawowych ludzkich emocji bez elementarnej wiedzy o who's who w show-biznesie.
Reklama.
Reklama.
Jennifer Coolidge, gwiazda serialu "Biały Lotos" oraz naszych serc, zdobyła Złoty Glob w kategorii Best Supporting Actress (tłumaczonej jako "najlepsza aktorka drugoplanowa", ale trudno tu przecież mówić o drugim planie).
Wcześniej jednak sama wręczała nagrodę dla najlepszego aktora i choć udało jej się pokonać wszystkie swoje obawy i lęki dotyczące tego, co mogłoby pójść nie tak, wywróciła się na ostatniej prostej, mówiąc "And the Oscar goes to...".
I zanim w komentarzach zbiorą się marudy psujące dobrą zabawę i wszystko, co magiczne w świecie: TAK, DOMYŚLAMY SIĘ, że było to zaplanowane i że na tym właśnie polegał żart.
Ale spójrzmy prawdzie w oczy: bez względu na to, czy przejęzyczenie byłoby częścią monologu, czy nie, nasza miłość do Jennifer tylko rośnie i nie ufamy nikomu, kto nie podziela tego odczucia.
Więc poważnie zastanówcie się, po której stronie barykady chcecie się opowiedzieć.
Jesteście z nami? Czy wybieracie życie bez szczęścia, słońca i wszystkiego, co dobre?