Łączy ich poczucie niezgody, które znajduje ujście w obarczaniu winą rzekomą hipergamię kobiet, która skutkuje incelowską klęską na polu matrymonialnym. Niektórzy kipią od gniewu, bo „loszki są najgorsze”, inni, ci smutniejsi, nawet je rozumieją, bo sami widzą siebie jako mężczyzn „nieapetycznych” złączonych piwnicznym sznytem. Można ich spotkać na Wykopie, Reddicie, różnych grupkach na Facebooku. I wymowny jest fakt, że pierwszy robot-psychopata stworzony przez naukowców z MIT powstał na bazie faszerowania go postami z Reddita.
Środowisko inceli to alternatywna rzeczywistość najeżona terminami, które doskonale oddają specyfikę ich świata. Uważają, że za powodzenie wśród kobiet odpowiada genetyka, co sprawia, że incele przegrywają „wyścig o serce kobiet”, zanim jeszcze się zacznie. Chad to przystojny i majętny mężczyzna, który szczyci się nieograniczonym dostępem do stacy (atrakcyjnych kobiet), z kolei anonowi pozostają szare myszki, które ich nie chcą, bo śnią o niedostępnych chadach, przez co jedynym rozwiązaniem dla anonów jest kłus w incelozę.
Według inceli dostęp do stacy mają „genetyczni szczęściarze”, a dla nich zostają same „ochłapy”. Warto podkreślić, że depresjonujące komentarze nie dotyczą tylko kobiet, bo incele sami siebie deprecjonują. Ciężar patriarchatu jest zbyt wielki – w swoim poczuciu nie są wystarczająco przystojni, nie mają zarysowanej szczęki, wielkich barów, nie hipnotyzują wzrokiem, a więc nici z chemii, pozostają niezręczne DM’y, memy maskujące stres i nieustanny kompleks, że każda kobieta i tak zostawi ich dla chada.
Dlatego porozmawiałam z dwiema kobietami i dwoma incelami, żeby przedstawić
ich historie. Chcąc uniknąć odautorskich wstawek, postanowiłam zachować ich wyznania w pierwszej osobie, bo nie mam w intencji odkrywczego rantu pt. „incele źli”. Negatywna ocena przemocowych i nienawistnych zachowań rozumie się sama przez się. Z drugiej strony oddanie im głosu nie jest, jak zarzucano Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandrze Herzyk zajmujących się manosferą „normalizacją mizoginii i układaniem się z potencjalnymi gwałcicielami”. Raczej próbą poznania ich drogi i zrobienia przestrzeni dla różnych historii, bo „incel incelowi nierówny”. W końcu nie każdy kończy jak Eliot Rodgers. Duża część polskich inceli wciąż tkwi w „czyśćcu” – nie jest pewna, czy tak naprawdę nienawidzi kobiet, siebie, czy całego świata.
Wszystkie imiona w przedstawionych niżej historiach zostały zmienione.
Adrian. Państwo powinno ubezpieczać mężczyzn w kobiety
Możemy porzucić to gadanie o procesorstwie, my nazywamy samych siebie zwyczajnymi spie*dolinami. I git. Kobiety nie były, nie są i nie będą mną zainteresowane, bo moje hobby to gierki, walenie konia i ćpanie, nie dbam o siebie i nie ćwiczę, a co najważniejsze – kobiety to ku*wy.
Femcelki (żeńskie odpowiedniki inceli – przyp. ASZ) nie istnieją. Gruba i brzydka loszka zawsze znajdzie paru chętnych, a tamte wymyśliły sobie, że chciałyby Brad Pitta, ale nie mogą.
Chcesz wiedzieć, jaka jest moja polityka? To państwo, które zapewnia każdemu mężczyźnie kobietę. Taka forma zasiłku. Nikt tu przecież nie mówi o zmuszaniu, mogą im za to płacić, mnie to nie obchodzi, niech sobie pracują jako loszka spie*doksa i wszystko byłoby fair. O to powinni zadbać politycy, a nie o jakieś drugorzędne bzdury. Bo to wszystko się łączy – loszka mnie nie chce, więc nie dziw się, że potem sprawiam kłopoty.
Pomoc i wsparcie terapeuty? No, no, no… A kto za to zapłaci? Poza tym to wymagałoby wyjścia z piwnicy, więc nie, dzięki, nie warto. I tak nie ma tam nic wartego oglądania.
Jakbym mógł coś zmienić na świecie, to zmieniłbym swoją biedotę na bogactwo, umysłowe też. I chciałbym dziewczynę. Idealna miałaby 17 lat, wyglądałaby fajnie i by mnie zrozumiała. Nie chcę starych i zużytych przez chadów odpadków, które z desperacji zwracają się do piwniczaków.
Ania. Dziewczyna Króla Inceli
Antka poznałam w pracy. Był niedostępny i nieco dziwny, ale kilka razy do niego zagadałam, a on wykorzystał zainteresowanie i odprowadził mnie do domu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wchodzę w relację z Królem Inceli z Facebooka.
W końcu zapytał mnie o związek. Zgodziłam się, a wtedy Antek wyjął telefon i napisał post na grupce dla inceli. Oznajmił, że jednak każdy ma szansę „wyjść z przegrywu”.
Wtedy zaczęłam poznawać blackpill od środka. Okazało się, że łatka incela nie znika wraz z wejściem w relację romantyczną. Szybko okazało się, że wszystkie te pojęcia – chad, stacy, anon, mirek – stały się częścią naszego życia. Antek oceniał przez ich pryzmat każdą osobę. Tłumaczyłam mu, że to nie wszystko jest tak czarno-białe, a relacje są znacznie bardziej skomplikowane i nie wszystkie „ładne dziewczyny” lecą na chadów.
Wyśmiał mnie. A gdy zapytałam go, kim jestem w tej całej nomenklaturze, zamilkł. Nie wiedział, czy pasuję bardziej do wizji nieatrakcyjnej nagrody pocieszenia dla anonka czy może do pięknej stacy, która postąpiła wbrew regułom, wiążąc się z incelem.
Miał mnóstwo kompleksów. Cały czas oskarżał mnie o zdradę, wmawiał, że pewnie i tak przy pierwszej lepszej okazji ucieknę do jakiegoś chada. Poleciłam mu terapię, ale odmówił. W międzyczasie poznałam jego kolegę, również incela, który próbował mnie poderwać, bo najwyraźniej uznał, że to łatwe, skoro Antkowi się udało. Było mi coraz trudniej, zaproponowałam przerwę, ale on jej nie zaakceptował. Osaczał mnie coraz bardziej, dotykał na siłę, namawiał na spotkania. W końcu z nim zerwałam i wtedy u Króla Inceli nastąpił regres. Zaczął mnie obrażać, spamował na grupce postami, że „wszystkie laski są takie same”.
Użytkownicy nie okazali mu wsparcia, bo przecież „zdradził incelską sprawę”. Nie mógł być „prawdziwym incelem”, skoro miał dziewczynę.
Musiałam zablokować obu – Antka i kolegę. Nie dawali mi spokoju. Zanim zbanowali mnie na grupce, zauważyłam, że poza mną, pojawiła się tam inna kobieta. Szybko zyskała popularność. Okazała się ich przyjaciółką w szerzeniu nienawiści do kobiet, więc szybko zaczęli ją czcić. Jedyną kobietę, którą akceptowali to ta, która też nienawidziła innych kobiet. Podkreślała, że nie jest taka, jak inne. I za to ją wielbili, choć pewnie do czasu. Zapewne w końcu któryś z nich wpadnie na pomysł, by przetestować jej „inność”.
Marek. 90% wszystkiego to gówno
Od lat jestem skończonym przegrywem, pewnie chcesz kontentu, żeby ludzie mieli się z kogo pośmiać, tak? Moje życie jest skończone. Nie zawsze tak było, miałem dziewczynę, wymarzone studia, ale wszystko zaczęło się rozpadać. Jak ktoś lubi siedzieć na różnych forach i przy okazji się trochę poużalać, to trafia w te środowiska naturalnie. To nie jest żadna czarna magia, choć pewnie wszyscy wyjdziemy na kretynów oderwanych od rzeczywistości. Powiem ci coś. Interesowałem się dziewczynami, których nikt nie nazwałby stacy, ale popadłem w spie*dolenie i zorientowałem się, jak mało mam do zaoferowania. Zacząłem nawiązywać relacje z dziewczynami, które nawet mi się nie podobają, takimi skromnymi, którym daleko do ideału. No bo czemu by nie spróbować nawiązać znajomości, porozmawiać, spędzić wspólnie czas? No i cóż. Myślisz, że coś z tego wychodzi? Postąpiłem zgodnie z radą pogromczyń incelstwa i obniżyłem standardy, ale i tak żadna nie poświęca mi uwagi, z żadną nie powstaje żadna chemia i nie mam co liczyć na cokolwiek ponad przyjacielski uścisk na pożegnanie. Bo one i tak nie widzą we mnie faceta, z którym chciałyby czegoś więcej.
Czy jestem zły na kobiety? Tak i nie. To niedopowiedzenie. Ja nie cierpię ludzi ogółem, niezależnie od płci. Jestem zły na mężczyzn, bo są chu*owi, jestem zły na kobiety, bo są chu*owe, osób niebinarnych raczej mało poznałem, ale też potrafią wku*wić. Najbardziej jestem zły na siebie. Jestem zły na feministycznie oświecone pogromczynie incelstwa i mizoandryczki. Jestem zły za bagatelizowanie naszych problemów, za dehumanizację, za uprzedzenia, za protekcjonalne rzucanie w kółko tymi samymi gówno wartymi radami, bo wszystkie już wypróbowałem.
Moje niedoskonałości to głównie wzrost, to naprawdę przeszkoda dla wielu chłopaków. Czasem dochodzą do tego zaburzenia odżywiania, czasem po prostu nieatrakcyjna twarz. A to tylko fizyczne rzeczy. Cechy takie jak depresyjne tendencje, problemy z pewnością siebie, niskie kompetencje społeczne to też dramat i nie da się tego rozwiązać zwykłym "idź pobiegać", "wyjdź do ludzi" ani oświeconym progresywnym "idź na terapię".
W moim świecie zyskanie czyjejś sympatii nie jest stanem domyślnym. Nie jest tak, że coś musi zawieść, żeby tej sympatii nie było. W relacjach wyznaję prawo Sturgeona (90% wszystkiego to gówno) i mnie nie zawodzi. Ludzie na ogół są chu*owi, nieważne, jakie poglądy polityczne czy sytuację społeczną weźmiesz pod lupę jako przekrój. I nie ma już dla mnie szans
Sara. Z incelem przez ścianę
Mateusza poznałam na studiach. Szukałam pokoju, a w jego mieszkaniu akurat zwolniło się miejsce. Wydawał się zwyczajnym chłopakiem, ale już pierwszego dnia wparował mi do pokoju, rozłożył się na łóżku i zaczął snuć historie o nieszczęśliwych anonach.
Nie spodobało mu się, że poszłam odwiedzić koleżanki i nie wzięłam go ze sobą. Był oburzony, że „marnujemy się w swoim towarzystwie, a tak nie wolno, bo w ten sposób ograniczamy facetom możliwość spędzania z nami czasu”.
To on nauczył mnie nazewnictwa – dowiedziałam się, że kobiety to femoidy, czyli po*ebane dupy, które mają gdzieś potrzeby spermiarzy, bo oglądają się za chadami, a potem chcą wmanewrować w swoje żałosne życie zdesperowanych anonów. Ale to dopiero po trzydziestce, gdy chadzi przestają zwracać na nie uwagę. Wtedy wrócą do inceli na kolanach.
W każdej sytuacji forsował kontakt fizyczny. Sygnalizowałam mu, że nie podoba mi się taka forma zaczepek i że chciałabym pobyć sama. Obrażał się na tego typu stwierdzenia i próbował wywołać we mnie poczucie winy. Czasami skutecznie.
Chwalił się, że posiadł wiedzę absolutną. Żalił się, że biedne anony harują w Amazonie, podczas gdy bogate chady jeżdża autami i wyrywają laski. Drażniła go niesprawiedliwa dynamika życia, więc „loszkom” życzył jak najgorzej, bo „nie oglądały się za nim na ulicy”. Twierdził, że w głowie im tylko wysocy faceci o zarysowanych szczękach, drogie zagraniczne auta, wykwintne restauracje, a nie byle niski wykopek złopiący piwko i marzący o sympatycznej randce przed telewizorem.
Mieszkałam z nim niecały miesiąc. Dłużej nie wytrzymałam.
Najgorszy moment? Gdy pijany dobijał się do drzwi, a ja, skulona, siedziałam po drugiej stronie, przeżywając atak paniki. Potem wyjechałam do przyjaciół.
Pół roku przed naszą rozmową opublikowałam swoją historię na grupce na Facebooku. Screeny od razu trafiły na wykop, a tam, po 15 minutach, trafił na nie Mateusz. Potem wypisywał do mnie z pretensjami, mówił, że wszystko przekręciłam i że go oczerniam. Potem przestał się do mnie odzywać i zaczął unikać.
A na wykopie, jak na wykopie. Mirki przyznały mu rację, a po mnie przejechał mizoginistyczny taran.
Tego typu historie to zaledwie wycinek. Dla niektórych typowe, dla innych ekstremalne, być może część inceli wcale się z nimi nie utożsamia (I’m not like the other incels?), a część oskarżyłaby rozmówców o konformizm.
Warto podkreślić, że rdzeń incelowskiego myślenia nie jest obcy „zwykłym mężczyznom”, bo, jak wynika z ankiety przeprowadzonej przez Glamour, większość mężczyzn (77%) jest zgodna, że seks powinien odbywać się za zgodą obu partnerów, jednak ponad połowa (59%) z nich podtrzymuje, że nie dotyczy to seksu z żoną – ten po prostu im się należy.
Incelowska narracja to przedłużenie tego myślenia. Część z nich jest zgodna – może to nie żony są winne, bo ich nie mają, ale winne są kobiety, podczas gdy oni padli ofiarą niesprawiedliwości w zarządzaniu dobrami. Wyłania się z tego wizja kobiety jako produktu, samozatrudnionej egoistki, która zarządza sobą w sposób, według nich, niesprawiedliwy. Stąd frustracja na system, na który „nie maja wpływu” . First time, boys? – chciałoby się zacytować mema w imieniu wszystkich mniejszości wykluczonych za aspekty od nich niezależne.
Przedstawione historie nie tworzą pełnej reprezentacji, nie są całkowitym przekrojem incelskiej filozofii. Ilu inceli i osób mających z nimi styczność, tyle historii, a to zaledwie cztery z nich.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.