Ciężka sytuacja ekonomiczna w kraju nie bierze jeńców. Okazuje się, że ofiarami wzrostu cen są też osoby, które do tej pory brały długie kąpiele, paliły bez potrzeby światło w mieszkaniu, a w sklepach kupowały wszystko to, na co miały ochotę. Koszmar.
Gazeta Wyborcza bije na alarm w swoim tekście "Już nie biorę długich kąpieli, manikiur raz na dwa miesiące, naczynia zmywam w zlewie, a zarabiam 7 tysięcy". Drożyzna dopadła klasę średnią.
Cały artykuł o sprawie można przeczytać tutaj, my natomiast wybraliśmy najbardziej przejmujące wypowiedzi jego bohaterów i bohaterek.
1. Julia to menadżerka kultury i mieszka w Krakowie. Z powodu wysokich cen kobieta stoi przed ciężkimi życiowymi wyborami, czy stać ją na masaż jednocześnie z manicure'em. Łzy same się do oczu cisną.
"Zastanawiam się, na co mogę sobie pozwolić, a na co już nie. Na przykład: czy w tym miesiącu będę mogła iść i na masaż, i na manikiur? Niestety nie, muszę to rozłożyć na dwa miesiące"
2. Wysokie ceny pozbawiły ją też radości ze spontanicznego kupowania. By przetrwać, musiała nauczyć się pisania list z zakupami.
"Dotąd po prostu wchodziłam do sklepu i kupowałam, co trzeba; teraz planuję".
3. Nie dla niej odpoczynek w trakcie codziennych kąpieli. Zostało jedynie szybkie obmycie twarzy ze wcześniej uronionych łez.
"Kiedyś codziennie brałam długą kąpiel – czytałam, relaksowałam się; to był taki moment w ciągu dnia, kiedy mogłam odetchnąć. Od kilku miesięcy już sobie na to nie pozwalam, bo oszczędzam wodę".
4. Rezygnacja z codziennych kąpieli to jednak nie koniec udręki Julii. W życiu kobiety pojawiła się też konieczność opłukiwania naczyń w zlewie zamiast pod bieżącą wodą. A czymże to się różni od mycia talerzy w kałuży?
"Inaczej zachowuję się też w kuchni: nalewam do zlewu trochę wody i płuczę w niej naczynia, zamiast ciągle puszczać bieżącą".
5. Wraz z potrzebą wprowadzenia oszczędności pojawiła się też ważna refleksja Julii, że płacenie mniejszych rachunków ma dla niej większe znaczenie, niż przyszłość planety. Cenne.
"Uczę synka, żeby zakręcał wodę i wyłączał światło. Kiedyś mówiłam: „Gaś światło, bo trzeba dbać o naszą planetę". Teraz mówię: „Gaś światło, żebyśmy płacili mniejsze rachunki", i ma to jakoś większe znaczenie…"
6. Julia zauważa też, w jak smutnych czasach przyszło żyć jej dziecku — nie dość, że w tym roku nie było szans na wakacje w Chorwacji, to podczas pobytu u babci jej pociecha usłyszała, że nie wolno marnować wody! Gdybyśmy tylko mogli zrobić sobie długą kąpiel i na spokojnie pomyśleć, czemu przyszłe pokolenia będą toczyły pustynne wojny o dostęp do wody.
"Podczas wakacji, które spędzaliśmy w tym roku u mojej babci na wsi, a nie w Chorwacji, synek chciał jak zwykle pobawić się w ogrodzie wodą ze szlaucha. A babcia na to: „Nie wolno marnować wody!". Kurde, w jakich my czasach żyjemy? Żeby dziecko nie mogło się już nawet wodą pobawić?"
7. Święta w tym roku też będą skromniejsze niż we wcześniejszych latach. Na szczęście wciąż istnieje opcja spędzenia czasu z rodziną w motorówce na Wiśle. No bo przecież nie przy świątecznym stole jak jakiś plebs.
"W tym roku ustaliliśmy, że nie kupujemy sobie rzeczy, tylko doświadczenia, czas – który możemy spędzić razem, np. godzinny rejs motorówką po Wiśle".
8. Kolejną bohaterką w artykule jest Agnieszka. To dziennikarka, która formalnie pracuje na umowę o dzieło i zarabia ok. 6000 zł na rękę. W lipcu dostała 1500 zł podwyżki i przyznaje, że to ją uratowało, bo już ledwo wiązała koniec z końcem. Wakacje Agnieszki z dziećmi były dla niej finansowym koszmarem.
"Jak to z dziećmi: a to gofry, a to lody, a to pamiątki; 1000 zł na biwak, 1000 zł na dojazd, bo pół Polski trzeba było przejechać, 1000 zł na miejscu. Ale bez tych wakacji kredytowych w ogóle byśmy w tym roku na wakacje nie pojechali".
9. Co jeszcze dziwniejsze, przedstawiciele innych profesji, np. opiekunki, też chciałyby godniej zarabiać — jakby te osoby też dotknęły wysokie ceny i nie wystarczała im sama radość z przebywania z obcymi dziećmi. Dziwne.
"Teraz każą nam wrócić do biura, w związku z tym muszę zatrudnić opiekunkę, bo nie będę w stanie codziennie odbierać dzieci ze szkoły, a 20 zł za godzinę to już nie jest to, czego oczekują opiekunki".
10. Marnowanie jedzenia też już nie sprawia tyle frajdy, co kiedyś...
"Kiedyś często zamawialiśmy jedzenie z restauracji; teraz gotuję sama. Zakupy robię głównie w Biedronce; staram się nie kupować za dużo, żeby się nie marnowało".
11. Chociaż zbliżające się święta mogą generować dodatkowe wydatki na prezenty dla dzieci, Agnieszka znalazła na to jeden prosty sposób...
"Prezentów pod choinkę w tym roku w ogóle nie planuję; całe szczęście chłopcy mają spędzić święta z ojcem. Co za ulga…"
12. Marcin z Wałbrzycha jest doradcą w serwisie Volkswagena. Jego partnerka Gabrysia przebywa na macierzyńskim, ale niedługo wraca do pracy w banku. Mają dwa kredyty hipoteczne. Mieszkają w jednym 3-pokojowym mieszkaniu. Drugie mieszkanie wynajmowali, ale teraz planują je sprzedać. Marcin zdradza, że pomimo wysokich cen udało się w tym roku dwukrotnie wyjechać na wakacje. Na szczęście wyszło po taniości. Brawo!
"Mieliśmy bony za obie dziewczyny; śniadania i kolacje robiliśmy sobie w pokoju, a na miasto wychodziliśmy jeść tylko na obiady, żeby ograniczyć koszty. Nie wyszło aż tak drogo – oba wyjazdy kosztowały nas po 4000 zł".
13. Marcin jednocześnie zdradza, że jego babcia dostaje tylko 1800 zł emerytury. Jakim cudem udaje się jej za to przeżyć, pozostaje zagadką.
"To jest mistrzostwo świata, żeby za takie pieniądze przeżyć. Ja sobie tego nie wyobrażam".
14. Co ciekawe, właśnie taki dochód dostaje Maria, ostatnia z rozmówczyń w artykule Gazety Wyborczej, która miesięcznie ma 1715 zł dochodu. Kobieta od 2015 roku jest na rencie. Choruje na stwardnienie rozsiane. Opiekują się nią rodzice emeryci. Maria przyznaje, że "jakoś sobie radzi", mimowolnie zdradzając life hack, jak przetrwać w Polsce AD 2022.
"Nie narzekam, nie biadolę. Głodu ani ciemności się nie boję. Ja jestem harcerka – mogę po ciemku siedzieć. I morsuję, więc zimno też może być. Przeżyłam stan wojenny i jestem zaprawiona w bojach".
Jak widać, rozwiązanie problemu jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy przyzwyczaić się do ciemności, zimna i braku jedzenia i jakoś to będzie.
Jak za stanu wojennego, tylko lepiej, bo w wolnym kraju.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.