Krytycznie do całego zdarzenia odnosi się min. Rafał Rudnicki. Wiceprezydent Białegostoku sugeruje, że niemożność faktycznego korzystania z dworca jest problemem. Najwyraźniej jest on człowiekiem małej wyobraźni, który nie ma świadomości, że kiedyś mieszkało się w domu z patyków, piło wodę z jeziora, a tory nie istniały i ludzie jakoś dawali radę.
Zresztą bez przesady, jakieś tam tory są, a zarzuty, że nie są połączone z tymi kolejowymi to już zwykłe czepialstwo.
Kiedy skończą się te upierdliwe roszczenia społeczeństwa? Od torów się zaczyna. Zaraz wszyscy zażądają przekąsek, masażu w oczekiwaniu na wyimaginowany pociąg i wesołej gromady słodkich piesków na każdym peronie. Bezczelność ludzka nie zna granic.
Kolejną drobną niedogodnością dworca jest to, że nawet gdyby przyjeżdżały pociągi, to nie zbudowano przejść na przystanek. Ale bez przesady, przecież zawsze można przefrunąć. Może dojście na perony jest utrudnione, ale nie jest to niemożliwe.
Chcieć to móc, wystarczy kilka szyn, złączek, przytwierdzeń i podkładów. Najwyraźniej ludzie komentujący inwestycję za około 3,7 mln zł. potrafią tylko narzekać, zamiast wziąć się do roboty i samemu skonstruować własne tory.
Jeśli głębiej się nad tym zastanowić, to fakt, że nie można na dworzec ani przyjechać, ani z niego odjechać, jest bardzo rozsądnym rozwiązaniem. Może w końcu zmotywuje to ludzi do podjęcia aktywności fizycznej i zjednoczy niewdzięcznych za nową perłę Raciborów mieszkańców.
Każdy przecież wie, że esencją dworca jest budynek, swoista ostoja, reprezentatywna twierdza, która świadczy o potędze każdej stacji kolejowej.
Apelujemy więc do wszystkich niezadowolonych i leniwych komentatorów, by, powołując się na słowa polskiej wizjonerki, "cieszyli się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest".
To jest ASZdziennik, ale w Nowych Raciborach naprawdę świętowano otwarcie dworca bez torów.