Świadome wprowadzanie klientów w błąd? Zaplanowane działania na sentymencie widza? Przyjrzyjmy się sprawie.
Od piątku w polskich kinach można cofnąć się do 2009 roku i raz jeszcze obejrzeć słynny film Jamesa Camerona, ale nieco odnowiony. Mowa tu o pierwszej części "Avatara", której powrót do kin jest zapowiedzią zbliżającej się premiery drugiej części filmu – "Avatar. Istota wody", która odbędzie się w połowie grudnia.
Okazuje się, że część widzów pomyliła oba filmy, a zamiast nowych przygód Jake’a i Neytiri, otrzymało zremasterowanego cyfrowo odgrzanego kotleta. I jak można się spodziewać – kotlet z 2009 roku nie za bardzo im zasmakował, nawet jeśli wyglądał dużo ładniej niż 13 lat temu.
I nie ma co się dziwić, bo nazwa drugiej części jest łudząco podobna do pierwszej. Sprytniejsi widzowie dopatrzyli się w tym zabiegu spisku i obrzydliwego oszustwa. Przecież twórcy zawsze mogli zmienić tytuł filmu w repertuarze na „Avatar, ALE WCIĄŻ PIERWSZA CZĘŚĆ!!!!”. Bo kto by się wczytywał w opis?
Część bardziej oburzonych widzów postanowiła przerwać tortury oglądania tego samego filmu po raz kolejny i opuściła salę kinową, by zażądać zwrotu pieniędzy za zakupione bilety. Niektórzy zorientowali się dopiero po seansie, ale też zażądali zwrotu.
I nic dziwnego. Jesteśmy przekonani, że to nowy rodzaj przekrętu „na widza”. Zanim się obejrzymy, zaczną odgrzewać film „Władca pierścieni: Drużyna Pierścienia”. I to nie będzie nowa część serii, a kolejny seans pierwszej. Zwykłe żerowanie na ludzkiej nieuwadze.
Mamy nadzieję, że wszyscy widzowie otrzymali należytą rekompensatę za poniesione straty moralne. Liczymy na to, że zdążą się otrząsnąć do faktycznej premiery drugiej części "Avatara".
O ile znów ich nie oszukają i nie puszczą pierwszej części.
To jest ASZdziennik, ale w kinach naprawdę grają pierwszą część "Avatara".