Mszę dla dzieci zamówiło jedno z przedszkoli w Lublinie. Okazało się, że przedszkolaki usłyszały coś innego niż fantastyczne opowieści o zwierzakach na arce Noego.
– Byłem na tej mszy razem z 6-letnią córką - mówi jeden z rodziców w rozmowie z "Dzienikiem Wschodnim".
- To była makabra. Ksiądz mówił o samobójstwach. O tym, że te osoby wieszają się m.in. w piwnicach i na strychach czyli miejscach, które nie były poświęcone. Opowiadał też o tym, że jak policjanci przyjeżdżają na miejsce to okazuje się, samobójcy nie mają przy sobie medalików. Że trzeba taki medalik mieć zaszyty w ubraniu, bo on "parzy szatana".
Przebiegiem mszy zaskoczona była także dyrektorka przedszkola.
– Z każdym słowem kapłana mówiącego kazanie mroziło mnie na plecach – mówi w rozmowie z dziennikarzami. – Zarówno mowa jak i postawa tego księdza były agresywne. Mówił o samobójstwach, pijaństwie i żyletkach. Cała msza była straszeniem diabłem.
Tymczasem parafia "bardzo przeprasza" i tłumaczy, że musiało „dojść do jakiegoś nieporozumienia”. Podobno chodzi o to, że dzieci przez przypadek dołączono do mszy przeznaczonej dla osób dorosłych.
Choć nam się wydaje, że największe nieporozumienie to fakt, że w ramach edukacji muszą uczestniczyć we mszy i prosić o boże łaski.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.