– I to wcale nie była piętka – żali się wstrząśnięty Jan.
Od razu po otrzymaniu zgłoszenia przybyliśmy na miejsce zdarzenia.
– Jak zwykle nie przygotowałem nic na lekcję, bo miałem zajęcia z 2B, a to human. No to zapytałem ich, kim chcieliby zostać w przyszłości. A potem… zdarzyło się TO.
Po krótkiej przerwie na uspokojenie się Jan wraca do relacjonowania wydarzeń:
– Jeden powiedział, że filozofem, drugi, że poetą. Przyszła kolej na dziewczyny, a wtedy Paulina powiedziała, że chciałaby zostać chiru… chiru… rżką – wyznaje strapiony Jan.
Okazuje się, że feminatywy wylały się z ust uczennicy niekontrolowanym strumieniem.
CHIRURŻKA, PROFESORA, REKTORA, ARCHITEKTKA, CZOŁGISTKA.
To właśnie one spałaszowały Janowi ostatni kawałek chleba i zatruły go, przez co poczuł się jak gnijąca w Odrze ryba.
– Zupełnie straciłem kontrolę – dodaje nauczyciel. – Wiedziałem, że nie wyniknie z tego nic dobrego, więc wybiegłem z sali, ale było już za późno. Na dobre zagnieździły się w mojej torbie.
Gdy Jan wrócił do domu, feminatywy zawładnęły jego kuchnią. Rzuciły się do chlebaka, podobno nawet przelały sobie trochę oleju i dla niepoznaki rozrzedziły go z wodą. A jemu kazały czytać Simone de Beauvoir.
– Męskie końcówki są znacznie milsze, nie zjadają mi chleba, co najwyżej czasem kiełbasę, ale tej i tak zawsze mam pod dostatkiem – informuje nas Jan. – Zresztą muszą jeść, żeby rosnąć w siłę. A feminatywy? Takie to liche…
Nauczyciel w końcu zebrał się na odwagę i potraktował je męskim dezodorantem o zapachu strupów i upolowanego w lesie żbika. Podobno chirurżka się wzdrygnęła, ale pedagożka zjadła na jego oczach ostatnią skórkę chleba i nawet wylizała talerz.
– Jeśli uczniowie dalej będą mówić słowa typu pilotka czy magistra, to zbankrutuję – dodaje zrozpaczony.
A potem zorientował się, że rozmawiała z nim redaktorka, więc powiedział jej, że nie ma co liczyć na jego męskie batony energetyczne.
Zresztą dla niej to pewnie i tak nie „baton”, a „batona”.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.