Fot. 123rf.com

My, dzieci lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, żyliśmy prosto, bez iPhone'ów i Playstation. Nie jeździliśmy na obozy dla przyszłych influencerów - biliśmy się na ściernisku. Nie spojrzelibyśmy na żaden ogrodzony plac zabaw - mieliśmy nóż, rwącą rzekę i przegniłe deski poddasza stodoły. Śmiało patrzyliśmy śmierci w oczy, nie baliśmy się trwałej niepełnosprawności. To był nasz świat.

REKLAMA

Wspomnijmy siedem pięknych, prostych, tylko trochę śmiercionośnych zabaw, których nie znają współczesne dzieci wychowane pod kloszem przez iPada albo inne Montessori.

1. Skoki z wysoka

Gdy dzisiejsze niedorajdy boją się wejść na krzesło postawione na stole, my uprawialiśmy parkur na lata przed tym, jak poznaliśmy słowo parkur. Jako wierni widzowie "Toma i Jerry'ego" wiedzieliśmy, że najwyżej zobaczymy gwiazdy przed oczami, a potem dalej wszystko będzie w porządku. Nie było większego znaku męstwa, brawury i fizycznej sprawności niż skok z dziesięciu schodów (brat skoczył z ośmiu).

2. Udział w żniwach

Czas żniw był dla nas zawsze wielką przygodą, kiedy w każdej chwili mógł nas kopnąć koń, przejechać traktor, a kombajn oderwać rękę. Świadomi, że dni są coraz krótsze, a we wrześniu znów będzie matematyka, żyliśmy mocno i szybko, jak każe maksyma "You Only Live Once". Współczesne dziecko nawet nie wlezie schować się w snopku, bo może tam czyhać pająk. My gołą ręką zbieraliśmy najtłustsze krzyżaki dla kuzynki, która zrobiła im domek w opakowaniu po Delmie.

3. Kąpiele

400 metrów wpław na wyspę na jeziorze albo walka z rzecznym wirem - tak było. Kraula uczyła nas natura, kuzyn i własne błędy, a nie instruktor z wężem ze styropianu. Mieliśmy oko na młodsze siostry, jeśli za długo nie wynurzały się z kipieli. Wypadki? Ponoć syn pani Jadzi ze sklepu skręcił kark, bo skoczył na główkę po pijaku, ale my byliśmy bezpieczni - mieliśmy po osiem lat i nie piliśmy alkoholu oprócz zjadania piany z piwka od wujka.

4. Chodzenie po dachach

Tylko lamusy bawią się w batmana albo odlotowe agentki na ziemi. Z jabłonki dało się przejść na dach obory, a z balkonu po jarzębinie - na garaż. Dziś w konkursach dla beks "wygrywają wszyscy", w naszych czasach było sprawiedliwie: kto odważnie przebiegł najbliżej rynny, ten mógł wybierać, w co się potem bawimy.

5. Kopanie pułapek

Przy kopaniu wilczego dołu pracowaliśmy wspólnie, jednocząc siły przeciwko wrogom - dzieciom sąsiadów. Zasadzkę zasłoniętą gałęźmi wypełnialiśmy liśćmi albo zgniłymi jabłkami. Czy Tomek od Szulców chodził potem w gipsie? Może i tak, ale po pierwsze - to stare dzieje, a po drugie - naskarżył i mama z ciocią dały nam za to karę na Pegasusa.

6. Rzucanie nożem w ziemię

Gra żołnierzy, kowbojów, piratów i wszystkich tych, którzy są bardziej przywiązani do honoru i reputacji niż własnych palców. Dziś dzieci domagają się tysiąca gier na smartfonie, nam do zabawy wystarczył scyzoryk, który ktoś mądry dał Wojtkowi na urodziny. Nie potrzebowaliśmy apteczki, liście babki rosły wszędzie.

7. Rąbanie drew

Wiedzieliśmy, że trzeba stać na szerokich nogach, bo wtedy nawet jak się coś omsknie, to siekiera pójdzie między kolanami. Byliśmy odpowiedzialni - nie pozwalaliśmy ruszać narzędzi trzy lata młodszej kuzynce, bo takie rzeczy są dla poważnych ludzi, którzy już chodzą do szkoły. Raz Ala wlazła na piłę i dowiedzieliśmy się wtedy, że krew z białych trampek dobrze spiera pasta BHP i woda z węża. Dzisiaj krew jest tylko w grach komputerowych. Smutne.

Byliśmy młodzi, pełni pomysłów, odważni i spontaniczni. Zaznaliśmy smaku życia i przygody. Każdy siniak, bąbel, ranę, bliznę, zbity palec, złamaną rękę i przypaloną grzywkę nosiliśmy jak order. I co? Wszyscy, którzy dziś to czytają - przeżyli.

To jest ASZdziennik dla millenialsów.