Fot. 123rf.com
Reklama.

Pani Aneta z Legionowa na długo zapamięta swoje wczasy nad Bałtykiem.

Wracając z miłego plażowania we Władysławowie zatrzymała się przy jednej z budek i kupiła swojemu 10-letniemu synowi porcję lodów smerfowych. Jak bardzo musiała być przerażona, gdy chłopiec po zjedzeniu połowy porcji nagle zaczął orkopnie się krztusić.

- Piotruś ledwo uszedł z życiem - mówi nam roztrzęsniona pani Aneta. - Gdyby nie przechodzący obok ratownik i rękoczyn Heimlicha, mogłoby tu dojść do tragedii.

Okazało się, że w lodzie 10-latka zamiast kawałków Smerfów były fragmenty ciała niezidentyfikowanego jeszcze Gumisia. Kobieta od razu zadzwoniła do lokalnego sanepidu i poinformowała o okropnym znalezisku.

Kontrola w zakładzie dostarczającym lody smerfowe do lodziarni nie wykazała jednoznacznie, czy była to zła wola właściciela, czy też Gumiś dostał się między łopaty mieszadła w wyniku nieszczęśliwego wypadku.

- To nie pierwszy taki przypadek w mojej karierze - poinformował. - Skaczą tam i siam, a przepisy BHP obowiązujące w zakładach pracy mają za nic.

Policja nie chce ponadto potwierdzić, czy makabryczne znalezisko ma związek ze zgłoszonym niedawno przez Tami zginięciem jednej z seniorek rodu Gumisiów.

Trwają badania szczątek pod kątem DNA oraz zawartości promili soku z gumijagód we krwi denata.

To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.