Tak po prostu im to poleciłam. Jakbym nie widziała tych wszystkich ważnych fanpejdżów popkulturowych, których posty cały czas komentują.
Wrzuciłam też polecajkę na swjego Fejsa z linkiem prosto do filmu i opinią, że to najlepiej opowiedziana historia od czasu "Trzech Billboardów za Ebbing, Missouri".
Było tego więcej, bo post był dość długi. Trzeba było dać "czytaj dalej", żeby cały się rozwinął.
Całkiem możliwe, że napisałam tam, że poruszył mnie tak bardzo jak "Manchester by the Sea" albo "C'mon c'mon".
I zostaliśmy tak we trójkę: RT: 16%, IMDB: 5,2... I ja z tym zdaniem, że "to wsiąkające w każdy zakamarek duszy kino o ludziach z krwi i kości, o pokoleniu targanym wątpliwościami co do swojego życia i związków, w które się wikłają".
Niepotrzebnie napisałam też ten fragment, w którym przyznaję, że może i nie widziałam "Piosenek o miłości", ale jury festiwalu w Gdyni na pewno się myliło. Mogłam chyba sobie darować to "daję znak jakości Marzeny" na końcu.
A może jak dopisze, "haha, będzie na wieczór z guilty pleasures!" to jakoś wyjdę z tego z twarzą?
W końcu oni też na kiedyś polecili mi "Morbiusa".
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.