- Kocham wołowinę, żeberka, dobry drób. Soczysty, krwisty, nieprzeciągnięty stek: to jest prawdziwe jedzenie - tak opowiada o sobie Tomasz, który już lata temu informował weganki na Tinderze, że mają przesuwać w lewo, a także wyśmiewał na Facebooku Sylwię Spurek.
A teraz wie, że gdyby Spurek widziała, co zrobił, tylko ciepło uśmiechnęłaby się do niego.
Żywieniowe poglądy mężczyzny z zasady znane są jego bliskim. Niestety, w czasie pikniku ze znajomymi 30-latkowi - w ramach społecznego eksperymentu - ktoś jak gdyby nigdy nic zaproponował mu kanapkę Cziken z roślinnym mięsem.
- Była w pudełku na wynos, nie wiedziałem, skąd - mówi Tomasz, który nie rozpoznał charakterystycznej krówki na papierku otaczającym burgera.
Teraz, po trzech kęsach smacznej bułki wypełnionej składnikami pochodzenia roślinnego, mężczyzna stoi przed dylematem: stanąć w obronie swoich wartości i ogłosić, że burger nijak się nie umywa do zwierzęcego ciała albo dokończyć jedzenie i pokazać, że tylko krowa nie zmienia poglądów.
- Ogórek dobry, sałata też - ironizuje obecnie Tomasz, próbując kpiną zyskać na czasie. Wie, że jeśli doje burgera z apetytem, to jako człowiek zasad nie będzie mógł dłużej mówić, że to są jakieś trociny i trzeba nie mieć smaku, żeby to jeść. Wytrąci mu to z ręki potężny oręż w internetowych dyskusjach z wegeterrorystkami. A jeśli nie można ich trollować, po co żyć?
Co gorsza, 30-latek nadal nie jest świadomy, że jeśli odrzuci pokusę i ze wstrętem odłoży kanapkę, już za chwilę czeka go kolejna próba.
Bo wegański jest też burger, o którym znajoma zaraz powie "Tomek, tutaj z rybką masz".
To jest ASZdziennik dla Krowarzywa i jej burgerów Cziken i Fiszex.