Fot. 123rf.com/Karol Makurat/REPORTER
Reklama.
Kiedy myśleliście, że kabarety z mężczyznami przebierającymi się za kobiety były szczytowym osiągnięciem w dziedzinie rozśmieszania Polaków, pojawił się on - stand-uper Mateusz Szelest ze swoim seksistowskim, dehumanizującym i ogólnie spie*dolonym żartem. Niesamowita brawura w przejęciu tej pochodni cringe'u.
- Chciałbym złożyć wielkie gratulacje na ręce Jacka Belera. Szczególnie za odwagę. Ja bym się na przykład nie odważył zagrać w scenie erotycznej z Dorotą Wellman. Chodzi mi o ten gwałt na świni - zabłysnął Szelest nawiązując do sceny z filmu "Wesele".
O dziwo, stund-uper teraz przeprasza za swoje zachowanie w oświadczeniu na Facebooku.
- Przepraszam. Przepraszam wszystkich za moje słowa, które wypowiedział na wczorajszej gali Węży. Absolutnie nie ma żadnego usprawiedliwienia na to co padło z moich ust. Nie chcę na nic ani na nikogo zrzucić winy za wczorajsze wydarzenia. Obrazoburczych słów, które padły z moich ust nigdy nie powinienem nazwać "żartem" - czytamy we fragmencie udostępnionego posta.

Szelest w oświadczeniu napisał też, że "żart", który padł z jego ust był znakiem, że jedynym knurem na gali, był on sam. No i nie możemy się z tym zgodzić.
Bo szelest nie jest knurem. Jest po prostu ch*jowym stand-uperem.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.