Fot. Paweł Wodzyński/East News
REKLAMA
I tak na przykład podczas palenia niemieckiej flagi zachowano wszelkie środki ostrożności - nikt nie doznał poparzeń, nie zniszczono też niczego poza samym symbolem naszego sąsiada. Nie zaatakowano także ambasady Bundesrepubliki, co wskazuje na to, że polscy nacjonaliści nie czują już potrzeby marnowania energii na takie szczeniackie demonstracje.
Podobnie jak w poprzednich latach na Marsz Niepodległości zaproszono też bratnią organizację włoskich faszystów, dowodząc, że polskie środowiska narodowe - choć nie do końca cenią np. państwo niemieckie w obecnym kształcie - są chętne i zdolne do międzynarodowej współpracy.
Co prawda wielu zwróciło uwagę na lapsus językowy z "krużgankiem oświaty", który dowodzi, że Robert Bąkiewicz musi jeszcze nabrać nieco więcej ogłady, nim będzie go można bez wstydu zaprosić na kolację w porządnym mieszczańskim domu. Warto jednak odnotować, że podczas wygłaszania swojej mowy o tym, że Bóg jest z nacjonalistami, był elegancko ubrany w garnitur, krawat i płaszcz - strój o tyleż milszy kulturalnym oczom niż dresy i kominiarka.
Co jeszcze można zarzucić tegorocznym obchodom? Jak mogliśmy zobaczyć na zdjęciu krążącym po internecie, dwóch mężczyzn zmierzających na marsz oddawało mocz w przejściu do metra jak dzikusy. To chyba najgorsze, co stało się 11 listopada w Warszawie.
Bo cóż poza tym? Odpalono nieco rac, ale do tego jesteśmy już przyzwyczajeni. Narodowcy nie pobili nawet żadnego uczestnika pobliskiej manifestacji antyfaszystowskiej - najwyraźniej wspaniałomyślnie uznali, że niech sobie tam lewaki pofikają przy elektro.
Było miło. Na wietrze obok biało-czerwonych flag, symbolu wszystkich Polaków, dumnie łopotała falanga na zielonych sztandarach, przywołując myśli o ONR-ze z lat 30. - tym, gdzie wielbiono Hitlera i głoszono, że trzeba wysiedlić z kraju polskich Żydów. Skojarzenie nie jest zbyt trudne, bo współczesna organizacja - idąca w marszu objętym państwowym patronatem, a w zasadzie będąca jego gospodarzem - przybrała identyczną nazwę i flagę co tamten ONR.
Zostawmy jednak historyczne dywagacje i nie kręćmy tyle nosem.
Ważne, że przeszli z kulturą i nie poniszczyli ławek.
To jest ASZdziennik. Ta opinia jest zmyślona, bo my mamy trochę inną.