Pamiętacie ubiegłoroczny plakat Marszu Niepodległości, na którym rycerz ZOZO rozbijał kopią tęczową gwiazdę? Zapomnijcie o nim, mamy nowy. W tym roku stowarzyszenie postanowiło porzucić nowoczesne grafiki wektorowe i pójść w stare, dobre, bliskie sobie historyczne wzory.
To znaczy w hitlerowski apel podpisany "Tschaskovsky".
"Obywatele Rzeczypospolitej! Niepodległość nie na sprzedaż" - głosi plakat sugerujący, jakoby ktoś (zapewne demoniczny Tschaskovsky) chciał sprzedać Polskę za judaszowe srebrniki.
Nie wiadomo, czy nie doszło do zabawnego przesunięcia znaczeń i słowo "niepodległość" akurat w tym kontekście nie oznacza raczej "wolności do rozpierdolenia centrum stolicy". Czy jednak jesteśmy językoznawcami i semantykami, aby o tym decydować? Rzecz jasna nie.
Centralną część plakatu zajmuje dwujęzyczna (napisana po niemiecku i polsku) karta z przepisem o tym, że osoby, które 11 listopada będą zaburzać spokój, gromadzić się albo brać udział w pochodach, zostaną surowo ukarane. Celem plakatu jest rozbudzenie w uczestnikach marszu poczucia, że są prześladowani przez Tschaskovsky'ego, który najwyraźniej - podobnie jak większość mieszkańców stolicy - ma coś przeciwko polskim faszystom. Smutne!
Jeśli zastanawiacie się natomiast, czy w tym roku Bąkiewiczowi i spółce udało się stworzyć plakat bez intrygujących błędów (o co przy tłumaczeniu nietrudno), informujemy, że na pierwszy i drugi rzut oka tekst wygląda bardzo porządnie.
Zapomnieli tylko przełożyć na polski "Warschau".
To jest ASZdziennik, ale ten plakat jest prawdziwy.