
Reklama.
Oboje przyznają, że to brzmi jak szalony plan. Skąd w nich ta skłonność do ryzyka?
- Znajomi nam odradzają. Uważają, że skończy się to ze szkodą i dla dziecka, i dla nas - mówi nam Magda. - Ale zrobiłam listę "za i przeciw" i wyszło, że jest to ryzyko, które mogę podjąć.
OK, może i Kościół wraz z Ordo Iuris stale wywierają ogromne naciski na życie społeczne i obyczajowe w Polsce, i będą mieli wpływ na życie naszego dziecka.
Może i rząd dalej wierzy, że inwestowanie w węgiel zamiast stopniowego przechodzenia w źródła odnawialnej energii to dobry pomysł, a nasza Kasia albo Pawełek umrą przedwcześnie na choroby płuc i serca.
Może - jeżeli nasze dziecko będzie nieheteronormatywne - to z dużym prawdopodobieństwem jeszcze w szkole podstawowej usłyszy, że jest zarazą i bardzo możliwe, że stanie się przez to ofiarą przemocy.
Może - jeżeli dziecko urodzi się z wadami genetycznymi, to z dużym prawdopodobieństwem rząd dopingujący tej ciąży przez dziewięć miesięcy bardzo szybko zapomni, by pomagać nam przez następne lata.
Może jedyną formą pomocy będzie pokoik do wypłakania się.
- No i jeżeli ciąża będzie wiązała się z poważnymi powikłaniami, mogę umrzeć, bo obecne prawo w Polsce zagraża mojemu życiu i zdrowiu - stwierdza Magda.
Lista argumentów rzeczywiście nie napawa optymizmem, jednak Magda szybko dodaje, że jest plus, który przeważył wszystkie minusy.
- Dziecko urodziłoby się dopiero za jakieś 9 miesięcy. Do tego czasu zdążymy się stąd wyprowadzić.
To jest ASZdziennik. Nie wszystkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.