
Reklama.
Wszystkie odpowiedzi znajdziecie na FB, a poniżej pokazujemy jedną - zdaniem konkursowego jury - najmocniejszą.
Oto historia pełna dowodów, że te kopie zapasowe na dyskach to jednak wcale nie takie przereklamowane. Po prostu musieliśmy oddać autorowi dysk Portable SSD T7 o pojemności 1 TB. Sami zobaczcie.
"Kończyłem już jakiś 79 rok moich studiów i miałem wielką nadzieję, że zakończę ból związany z pisaniem pracy magisterskiej, której, nie ukrywajmy, nigdy później nie wykorzystam, a zapowiadała się kilkumiesięczna nierówna walka między wymogami jakichś ludzi z tytułami doktorskimi, a moim nieustraszonym, profesjonalnym lenistwem.
Ruszyłem jednak z kopyta i już po kilku tygodniach przygotowań odpaliłem program do projektowania (usiłowałem skończyć architekturę). Postawiłem pierwszą kreskę, która miała przerodzić się w budynek, i natychmiast posprzątałem pokój, nie tylko swój, byłem bliski poodkurzania dachu.
Projekt szedł w bólach tak potwornych, że byłem bliski uzależnienia od Ketonalu (w sensie, nie brałem go, byłem bliski podjęcia decyzji o uzależnieniu się). Projekt rósł, pliki się mnożyły. Mijał czas, moja prokrastynacja tylko się umacniała, ale jednak coś szło. ]
Konsultacje z promotorem wyglądały jak rozmowa 6-latka z rodzicem o bazgrołach, które narysował ("taaak, piękne, noooo, śliczne, mmmm. Puścić ci bajeczki?"). No, ale pliki się dalej mnożyły, projekt się rozwijał (do samego dna, ale to zostawmy).
Nadszedł dzień, gdy miałem oddać elektroniczną wersję projektu do dziekanatu.
15 minut przed wyjściem z domu robiłem rzeczy normalnie niemożliwe do zrobienia w 15 minut przed wyjściem z domu (kto studiował architekturę, ten wie), po czym gotów byłem wrzucić wszystko na pendrive i jechać. Skoczyłem jeszcze na siku i gdy wróciłem do biurka, podniosłem wyświetlacz mojego ledwo zipiącego laptopa.
Laptop pozostał na biurku, wyświetlacz pozostał w mojej dłoni.
Pół metra nad biurkiem.
Pierwszy zawał.
Diody w komputerze zgasły.
Drugi zawał.
Zostało mi jakieś 7 minut do wyjścia. W pół minuty przyniosłem przedwojenny monitor CRT, z jakichś przyczyn wciąż leżący w piwnicy, i podłączyłem go do wyjścia na przedwojenne monitory CRT (no, pod zwykłe gniazdo monitora zewnętrznego, ale gniazdo to nigdy nie było potrzebne).
NIIIIIC.
Trzeci zawał.
"Spokojnie, masz poprzednią wersję z ostatniej konsultacji na innym pendrivie".
Czwarty zawał, gdyż: nie masz.
Jest 2011, pendrive ma pamięć na trzy mp3-ki i jeden mem z trollfacem, więc dawno go już wyczyściłeś, żeby przerzucać na nim średnio legalne obrazki z internetu".
Siedem zawałów naraz.
DYSK!
Przepiąć dysk z laptopa do stacjonarnego kompa, który nie był odpalany milion lat. 3 minuty do wyjścia. Komputer stacjonarny ruszył, po czym się wyłączył, bo czego miałem się spodziewać? Minuta do wyjścia. Piszę (ręcznie, bo jak?) CV do McDonald's. Kolega ma firmę z odzyskiwaniem danych. Byłem u niego w jakieś 17 sekund. Kolega wsadza dysk do swoich magicznych urządzeń i mówi: "Usmażony".
Na obronie pracy magisterskiej pokazywałem memy z kotami.
Ostatnie zdanie może być nieco zmyślone."
To jest ASZdziennik dla marki SAMSUNG.