Fot. Maciek Piasecki / Twitter/Samuel Pereira.
REKLAMA
A było tak: Maciej Piasecki, dziennikarz OKO.press, znalazł się na polsko-białoruskim pograniczu. Relacjonował działalność aktywistów, którzy chcieli się upewnić, czy zatrzymane przez Straż Graniczną osoby zostaną zawiezione do placówki Straży, a nie wywiezione na granicę. Wsiadł też do samochodu aktywistów, gdy ci postanowili ruszyć za SG.

Najwyraźniej to wystarczyło, by prorządowy serwis zrobił o tym materiał, a Samuel Pereira, szef portalu TVP Info i dziennikarz, którego wszyscy pamiętamy ze brawurowych reportaży ze Stanów Zjednoczonych, określił Piaseckiego i aktywistów mianem "zielonych ludzików".

Skontaktowaliśmy się z Maćkiem Piaseckim, by zapytać go, czy rzeczywiście jest zielonym ludzkiem, czy jego działania finansuje Kreml oraz czy spotkał go hejt z powodu materiału na TVP Info. Prawda (może) was (nie) zaskoczy!
ASZdziennik: Co robiłeś przy strefie objętej stanem wyjątkowym?
Maciek Piasecki: Zacznijmy od tego, że z przebywania w pobliżu strefy stanu wyjątkowego nikt się nie musi tłumaczyć, ponieważ mamy w Polsce wolność przemieszczania się i każdy może sobie tam pójść, pooglądać żubry, jeśli na jakiegoś akurat trafi, czy popatrzeć na spadające liście.
Natomiast ja byłem tam rzecz jasna w pracy i mówię o tym głośno. Chodziło absolutnie o to, aby z jednej strony kontrolować działania służb, przede wszystkim Straży Granicznej i wojska. Z drugiej strony, żeby mieć możliwość porozmawiania z osobami, które przekraczają polską granicę od wschodu, ale też rozmawiania na bieżąco z aktywistami i kontrolowania, czy działają w granicach prawa.
Gdyby to prawo było przekraczane - a ja nie widziałem, żeby było - to żeby mogli to w jakiś sposób wytłumaczyć, ponieważ kontroluję w takich sytuacjach możliwie wszystkich.   
Dlaczego według ciebie TVP Info zdecydowało się zrobić o tobie materiał?
Mogę tylko zgadywać. Myślę, że warto zapytać redaktorów, którzy tam pracują. Może się odezwą do was po publikacji tej rozmowy.
Ja chciałbym oczywiście wiedzieć, bo to nie jest jakoś szczególnie interesujące, co ja tam robiłem. Interesujące jest to, co robią organizacje pomocowe, takie jak Grupa Granica, Fundacja Ocalenie, Homo Faber, które operują w tym rejonie. Świetnie byłoby się zajmować także kontrolowaniem tego, czy Straż Graniczna przypadkiem nie łamie prawa, a istnieje na to wiele dowodów, że SG nie respektuje wniosków o ochronę międzynarodową, tylko odpycha osoby, które jej się w Polsce domagają.
Zaznaczam jednak, że nie wszystkie osoby domagają się ochrony w Polsce, niektórzy chcą tylko przejść przez Polskę jako taki niebezpieczny kraj tranzytowy do miejsc, gdzie uważają, że będzie im się żyło lepiej, gdzie respektuje się prawa człowieka i gdzie też mają swoje rodziny, swoje wspólnoty związane z własnym narodem i własną kulturą. 
Myślę, że w TVP, którego chyba nikt nie traktuje dzisiaj szczególnie poważnie i o ile wiem, jest też obsadzone przez wielu pracowników z niewielkim doświadczeniem, którzy wcześniej nie mieli specjalnych możliwości uczenia się pod okiem doświadczonych redaktorów, no a zarabiają całkiem niezłe pieniądze, komuś tam może się wydawać, że to było jakimś szczególnym newsem, że inni dziennikarze wykonują swoją pracę.
Kogoś mogło pewnie zainteresować słowo "pościg", które pojawiło się w tweecie OKO.press. Może to rzeczywiście zbyt szumne słowo, bo to po prostu samochód w typie fiata multipla, który jechał na krańcu swoich możliwości za pojazdem Straży Granicznej. 
Dlaczego?
Chodziło wtedy o to, żeby sprawdzić, czy osoby, które są zatrzymane przez Straż Graniczną, rzeczywiście będą zawiezione do placówki Straży, a nie wywiezione na granicę. Były to osoby, które domagały się ochrony międzynarodowej, z którymi chciała jechać pełnomocniczka prawna i które były też przedmiotem interwencji ze strony  Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Niestety nie udało się pełnomocniczce wsiąść do tego samochodu. Jedyne co aktywiści mogli robić, to jechać za tym pojazdem tak długo, na ile to było możliwe. Ja jestem osobą, która raczej chciałaby służbom absolutnie ufać i wiedzieć, że dbają o nasze bezpieczeństwo, ale dziennikarze są właśnie takim narzędziem kontroli w demokratycznym społeczeństwie, ponieważ wiemy, że nie zawsze to wywiązywanie się ze szczytnych deklaracji wychodzi. Ja z kolei nie wychodzę z żadnych krytycznych stanowisk.
Po prostu jestem tam na miejscu po to, żeby zobaczyć wszystko na własne oczy. Mógłbym pisać, co mi się wydaje zza biurka, tak jak niektórzy publicyści, ale nie tak rozumiem pracę dziennikarza.  
Samuel Pereira określił m.in. ciebie mianem "zielonego ludzika", czy jesteś zielonym ludzikiem? 
Moja była dziewczyna mówiła mi, że dobrze wyglądam w zielonym, ale to wszystko, co łączy mnie z zielonymi ludzikami jakiejkolwiek maści. Byłem ubrany całkowicie na czarno, ponieważ tak się ubieram i na co dzień i do pracy. A tak na serio to porównywanie dziennikarzy, polskich obywateli, którzy wykonują swoją pracę w ramach konstytucyjnego prawa obywateli do informacji i w ramach polskiej ustawy, która reguluje ich prace do przerzucanych komandosów w operacjach wojskowych, uważam za śmieszne.  
Czy jesteś opłacany przez Kreml?
Nie, nie jestem opłacany przez Kreml i mogę to udowodnić każdej osobie, która będzie miała na to ochotę. Jestem natomiast na stypendium, które jest pośrednio finansowane przez amerykański Departament Stanu, więc jeżeli ktoś się uprze, to może powiedzieć, że jestem trochę opłacany przez Waszyngton, czyli największego sojusznika Polski. 
Czy z powodu tego materiału spotkał cię jakiś hejt?
Nie spotkał mnie żaden hejt, ale mieliśmy mnóstwo ubawu z kolegami i koleżankami dziennikarzami. Jak to się mówi: zrobiło mi to wieczór. 
Czy będziesz dalej relacjonować działania SG wobec uchodźców?
Zdecydowanie będę dokumentował te działania. Zachęcam do obserwowania tego, co robię i tego, co robią moi koledzy i koleżanki, którzy też się tym zajmują w OKO.press. Tak samo będę dokumentował także inne kontakty obywateli - nie tylko polskich - ze strukturami państwa.
Jest to mój zawodowy obowiązek, tak jak zawodowym obowiązkiem piekarza jest wypiekać bułki. To dla mnie bardzo istotne, kiedy później widzę, że te nagrania są wykorzystywane w sądach i ludzie, którzy są niesłusznie oskarżani o przestępstwa, mogą być uniewinnieni. Ale to działa też w drugą stronę. Mogą tego użyć także służby, które stają się przedmiotem ataku ze strony różnych grup. Staram się być absolutnie bezstronny w swojej pracy i każdy może używać tych publicznych nagrań zgodnie ze swoimi prawami.
Na szczęście nie musiałem wjeżdżać do strefy stanu wyjątkowego. Nie potrafię powiedzieć, co bym zrobił, gdybym był do tego zmuszony. Musiałbym ważyć, czy prawo społeczeństwa do informacji i interes społeczny są wystarczającą przesłanką, żeby na taki krok się zdecydować. W razie czego jestem gotowy bronić tych racji w sądzie.
Jeżeli kiedykolwiek znalazłbym się w strefie, to tylko na potrzebę kontroli służb i działań aktywistów. Obiecuję współpracować ze służbami i jak tylko ta funkcja kontrolna nie będzie już absolutnie niezbędna, dam się wtedy pokojowo odeskortować poza granicę tej strefy. 
To jest ASZdziennik, ale Maciej Piasecki z OKO.Press nie został zmyślony.