Fot. 123rf.com
Reklama.
Shostak pod ambasadą Białorusi w Warszawie wygłosiła apel, a na koniec zrobiła "minutę krzyku" - happening, wyrażający strach i bezradność Białorusinów. Całej wystąpienie można obejrzeć tutaj:
- Najważniejsze jest zaostrzenie sankcji na Białoruś. Pewnie większość z was nie wie, ale białoruska, siostrzana firma Naftanu, Beloil Polska, właśnie ma zamiar podpisać umowę z Orlenem - powiedziała Jana. - Norweska firma Yara nadal współpracuje z białoruskim rządem. W sklepach Auchan widzimy nadal produkty pochodzące z białoruskiego reżimu. Tych firm jest o wiele więcej - dodała.
Twitterowa wybrała do analizy wystąpienia Szostak tylko fragment z krzykiem.
"Myliłby się jednak ktoś kto oczekiwałby, że po tej konferencji w pamięci opinii publicznej pozostaną konstruktywne propozycje rozwiązania kryzysu "męża stanu" Lewicy. Oto jedna z aktywistek zamiast wypowiedzi wydała z siebie przeciągłe wycie. To Jana Szostak, białoruska aktywistka LGBT od lat mieszkająca w Polsce" - napisał "Tygodnik Solidarność", solidarnie z Białorusią

- Głosu Białorusinów mieszkających w Białorusi nie przekażę z tego powodu, że oni się boją. Całe społeczeństwo jest na tyle zastraszone, że boi się zmienić zdjęcie na Facebooku i rozmawiać ze swoimi rodzinami o tym, co się dzieje - podkreśliła aktywistka.
Shostak dodała, że "musimy wysyłać teraz znak SOS. Koniec milczenia. Chcemy wsparcia, bo inaczej osoby, które znajdują się teraz na Białorusi, reżim po prostu zabije". Bo czym rozpoczęła swój happening.
Ale gwiazdy prawicowego Twittera mają inne wytłumaczenie krzyku.

- Wczoraj koleżanka wytłumaczyła mi (ja takich rzeczy nie wiem), że przed okresem kobiece sutki mogą stawać się bardzo wrażliwe i obolałe, i potrzeba wtedy odpowiedniego stanika - napisał Waldemar Krysiak, bloger "Gej przeciwko światu". - Czy ta pani tak krzyczy, bo go zapomniała.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.