Fot. Robert Kowalewski / Agencja Gazeta
Reklama.
Greniuch zapewne dostał pracę w IPN dzięki swojemu bogatemu CV.
Swoje zdolności organizacyjne wykorzystał do zwołania manifestacji narodowców "Najazd na Myślenice" czczącej pamięć wydarzeń z 1936 roku, gdy bojówki pod wodzą Adama Dooszyńskiego powybijały szyby w żydowskich sklepach i zdemolowały synagogę.
Wykazywał się też nieprzeciętną inicjatywą do hajlowania oraz erudycją, gdy bronił gestu nazistowskiego pozdrowienia jako popularnego wśród narodowców salutu rzymskiego.
Zainteresowania Greniucha to oprócz faszyzmu i antysemityzmu także dobra książka. Sam zresztą napisał "Drogę nacjonalisty", w której opisał m.in. swoją fascynację Léonem Degrelle, belgijskim oficerem SS, a potem neonazistą i negatorem Holocaustu.
Greniuch o wychwalaniu nazisty pisze, że to "młodzieńcze odkrywanie otaczającego świata i odkrywanie osób, które w przeszłości cechowała swego rodzaju bezkompromisowość".
Dodajmy, że książka Greniucha została wydana w 2013 roku, więc autor "młodzieńczo odkrywał świat" w wieku 30 lat.
Jego kandydaturę potępiło: 10 historyków Uniwersytetu Wrocławskiego, ambasada Izraela, wiceprezydent Wrocławia i, według informacji Onetu, nawet Mateusz Morawiecki.
Ale prezes IPN Jarosław Szarek nadal uznał, że to dobry pomysł.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.