Policja przyznaje się do błędu. Nie powinna była zostawiać żywych świadków przemocy
ASZdziennik
19 listopada 2020, 16:53·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 19 listopada 2020, 16:53
Ubolewanie z powodu licznych incydentów, do jakich doszło podczas manifestacji, wyraziła stołeczna policja. Rzecznik przyznał w komunikacie, że funkcjonariusze popełnili wiele błędów, które w profesjonalnej pracy policji nie powinny mieć miejsca. Chodzi głównie o pozostawienie na miejscu wielu żywych świadków policyjnej przemocy.
Reklama.
- Przepraszam i proszę o wybaczenie za to, że doszło do rozpowszechnienia informacji o biciu pałkami i gazowaniu uczestników pokojowej manifestacji - podkreślił rzecznik policji w komunikacie. - Funkcjonariusze w wyniku błędu pozostawili na miejscu osoby, które puściły parę z gęby.
Policja przyznała, że chodzi łącznie o kilkuset uczestników demonstracji, dziennikarzy, fotoreporterów, a także przypadkowych przechodniów, którzy widzieli i słyszeli za dużo.
Policja przy wsparciu rządu powoła specjalną komisję wewnętrzną, która ustali przyczyny zaniedbań.
Nieoficjalnie mówi się, że policjantów sparaliżowało spektrum możliwości - nie wiedzieli, czy bić i gazować najpierw uczestników pokojowej demonstracji, czy od razu rzucić się na postronnych świadków. Wygrała ta pierwsza opcja, przez co doszło do wycieku relacji, zdjęć oraz filmów z przykładami policyjnej przemocy wobec uczestników demonstracji.
Brak prawidłowej reakcji obecnych na miejscu mundurowych oraz policjantów w cywilu sprawił, że teraz o sprawie wie już cały kraj. Wiadomo już, że odpowiedzialni policjanci poniosą konsekwencje służbowe i dostaną surowe nagany oraz upomnienie, żeby to był ostatni raz.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.