Z przykrością śledziłem dzisiejsze doniesienia z centrum Warszawy. Członkowie ekologicznej grupy Extinction Rebellion postanowili siać tam chaos i zamęt, nielegalnie blokując ulicę Świętokrzyską. Przez dłuższy czas nie mogły tamtędy przejeżdżać samochody. Na usta ciśnie się pytanie: czy to jeszcze aktywizm, czy już terroryzm?
Tak, mam świadomość faktu, że stoimy u progu globalnej katastrofy klimatycznej, która przyniesie zagładę naszych ekosystemów, społeczności, a wreszcie samego gatunku ludzkiego. Według naukowców ludzkość ma tylko kilka lat na to, by zahamować najgroźniejsze skutki katastrofy. Czy to jednak powód, by w pracujący dzień blokować jezdnię w Śródmieściu?
Jestem przekonany, że aktywiści (terroryści...? wybór pozostawiam Tobie, czytelniku) mogli wyłożyć swoje racje w inny sposób: legalnie, nie lekceważąc poleceń Policji. Nie ma sensu posuwać się do ostateczności, gdy dostępnych jest wiele innych dróg, jak np. wydawanie broszur albo organizacja dyskusji w świetlicy Krytyki Politycznej. Zawsze można też zacząć od siebie - zakręcać wodę przy myciu zębów, gasić światło, wychodząc z pokoju.
Grupa Extinction Rebellion odrzuciła jednak zasady dyktowane normami społecznymi i dobrym wychowaniem. Wybrała histeryczny "aktywizm" - przez niektórych porównywany do bojówkarstwa - który z pewnością nie przysporzy jej zwolenników.
A szkoda, bo sprawa jest słuszna.
Sam wiem, że z każdym rokiem susze, powodzie i tornada będą przynosiły coraz więcej śmierci i zniszczenia. Niebawem zwykłe polskie warzywa będą tak drogie, jak dzisiaj kawior, a ludzie będą cierpieli głód i umierali z upału. Możliwe, że nasze dzieci będą walczyły w wojnie o wodę. Ale - powtarzam z całą mocą - do tego mamy jeszcze parę latek.
Więc na razie dajcie przejechać, gówniarze.
To jest ASZdziennik. Opinia została zmyślona, ale protest Extinction Rebellion nie.