Prosty trik: wystarczy odpłynąć 500 m w głąb morza, żeby nie słyszeć boomboxów z plaży
ASZdziennik
28 lipca 2020, 16:35·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 28 lipca 2020, 16:35
Wbrew pozorom wakacje nad morzem to nie tylko piach, słońce, bryza i bardzo droga ryba w panierce. Wielu Polaków na urlopie uskarża się na to, że na bałtyckich plażach panuje tłok i hałas. "Nie da się spokojnie czytać" - mówi pani Sabina z Gniezna. "Krzyki, straszna muzyka z głośników..." - skarży się pan Tymon z Łomży. Czy słusznie? Nie do końca.
Reklama.
Wygląda na to, że pan Tymon i pani Sabina po prostu nie chcą zastosować jednego prostego triku, dzięki któremu można osiągnąć spokój, ciszę i już nam tu nie marudzić. Wystarczy odpłynąć 500 m od brzegu i tam już nic nie słychać.
Prekursorem genialnego rozwiązania jest 22-letni Paweł, student AWF.
- Po 100 metrach od brzegu cichną odgłosy jedzenia, dmuchania materacy, wbijania parawanów i kłótni, kto tym razem do sklepu - opowiada Paweł. - Po 300 metrach przestajesz słyszeć krzyki dzieci, a po 500 nie dochodzi już nawet Dua Lipa ani Taco.
- Proste, łatwe i dostępne - zachwala 22-latek.
Jak dowiaduje się ASZdziennik, Paweł popłynąłby dalej, ale bał się, że zaczną do niego dobiegać odgłosy dyskotek z przepływających promów, a potem Szwecji.
Prosty trik pomysłu 22-latka da się zastosować nie tylko nad morzem. Z Mazur dochodzą do nas informacje, że wystarczy wypłynąć na środek jeziora, żeby dym z grillów na brzegu przestał gryźć człowieka w nos.
- Oczywiście jeśli zbiornik jest wystarczająco duży - zastrzega 26-letnia Paula, która troszeczkę drżała na swoim pontonie pośrodku jeziora Mamry, ale też bardzo nie lubi zapachu kiełbasy.
Jak dowiaduje się ASZdziennik, nowy - lecz już sprawdzony - trik wpływa korzystnie nie tylko na indywidualne samopoczucie, ale i na rozładowanie przepełnionych kurortów.
Bo plaże opuściło na zawsze 15 pływaków spragnionych spokoju.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.