Fot. 123rf.com
REKLAMA
Każdy przyzna, że nawet cienkie papierowe maseczki DIY bez atestu PZH odbierały ludziom całą radość z lizania szyb w środkach komunikacji miejskiej.
Co to za przejażdżka zbiorkomem, skoro w drodze do pracy nie można swobodnie wystawić języka i przylepić go na minutę lub dwie do szyby? Bawełna i filtry HEPA całkowicie psuły wrażenia: odbierały przyjemną wilgoć, zabijały smak, blokowały miłą teksturę.
- Ludzie patrzyli się na mnie jak na idiotę - przyznaje Damian, który przez ostatni miesiąc musiał lizać szyby i poręcze przez 3-warstwową maseczkę z włókniny polipropylenowej. - Widziałem takich, którzy zdejmowali maski i lizali normalnie, ale ja trzymałem się obostrzeń, choć też przecież mam takie same potrzeby jak każdy.
Na szczęście koszmar już się skończył. Podczas dzisiejszej przejażdżki wszystko wróciło do normy. Jedni pasażerowie zamyśleni kreślili językiem na szybie abstrakcyjne wzory, dzieci ćwiczyły szlaczki z przedszkola, a stołeczni kibice nie potrafili powstrzymać się przed wylizaniem charakterystycznego "L" w kółeczku.
- Albo kiedy nagle przyjdzie ci coś ważnego do głowy i nie masz gdzie zapisać - dodaje Damian, wymieniając zalety powrotu do normalności.
A to przecież nie jedyny symbol odradzającego się świata.
Wreszcie można odstawić ten cuchnący konwaliami żel. O ile w toalecie nie ma nikogo w promieniu 2 metrów.
To jest ASZdziennik, ale to prawda.