Jedna z polskich fundacji anti-choice opublikowała na swoich stronach serię artykułów o tym, jak jej wolontariusze "uratowali życie dziecka". Przeczytaliśmy tę historię, ale coś nam się tu nie zgadzało. Bo zamiast o ratowaniu życia dziecka przeczytaliśmy o tym, jak aktywiści anti-choice potraktowali nastolatkę, która zaszła w niechcianą ciążę.
Żaden cytat z tekstów fundacji nie został zmyślony.
1."Na jedną z aborcyjnych grup (na Facebooku - przyp. ASZ) zgłosiła się młoda dziewczyna, pisząc że chce "usunąć ciążę".
Chodzi o 17-latkę, która zaszła w niechcianą ciążę. Nastolatka żyje w Polsce, więc zamiast udać się na bezpieczny zabieg, musiała szukać pomocy w internecie. Nic dziwnego, niestety.
2."Wolontariuszka, obawiając się że kobieta chce dokonać aborcji, napisała do niej, spokojnie oferując pomoc i pokazując inne opcje."
Aktywiści fundacji anti-choice zaczęli wysyłać do 17-latki wiadomości, w których namawiali ją do urodzenia dziecka. Ze screenów, które pojawiły się w mediach społecznościowych wynika, że we wiadomościach były m.in. zdjęcia płodów po poronieniu. OK, każdy czasami dostaje wiadomości od dziwnych creepów czy nieznajomych na Fejsie. Nadal w sumie nic dziwnego.
3."Próby rozmowy z nią nie dały rezultatu."
OK. A zatem po krótkiej wymianie wiadomości wolontariusze fundacji pogodzili się z faktem, że ciało dziewczyny należy do niej i ma swoją autonomię, prawda?
No jednak nie. Oto, co stało się dalej. I tu zaczyna robić się dziwnie.
4."Wolontariusze skontaktowali się z ojcem dziecka, który... nic nie wiedział i absolutnie nie był za zabójstwem własnego dziecka."
Tak, dobrze czytacie. Przypominamy: to cytaty z relacji samej fundacji.
5."Rodzina dziewczyny na szczęście stanęła na wysokości zadania, dzięki czemu dziecko aktualnie ma się dobrze."
Dziecko, o którym pisze fundacja, to płód. O stanie 17-latki fundacja nie pisze ani słowa.Nie wiemy też, co oznaczają słowa "stanąć na wysokości zadania". Z relacji zamieszczonych w internecie nie wynika nic dobrego.
6."Niestety, wolontariuszka w odpowiedzi na ofertę pomocy otrzymała masę hejtu i nienawiści skierowanej w wolontariuszkę i jej rodzinę. „Ryjecie psychikę dzieciakom, które oglądają wasze plakaty” – mówiła (...) coraz bardziej drżącym głosem. Plakaty, rzecz jasna, nie czynią dzieciom żadnej szkody, co wielokrotnie udowadnialiśmy. Aborcja tak."
Nie dość, że bezczelna gówniara nie chce urodzić, do czego namawia ją fundacja, to jeszcze próbuje ją pouczać. Na dodatek drżącym głosem.
Bo wiadomo, że prawdziwymi ofiarami są tu wolontariusze anti-choice.
To jest ASZdziennik, ale jeszcze raz podkreślimy, że nic nie zostało zmyślone.