Fot. 123rf.com
Reklama.
Granice są pozamykane, lotniska nieczynne, samoloty stoją w hangarach i czekają. Czeka także pan Krysztof, dla którego latanie i trucie Polaków to nie tylko źródło zarobku, ale prawdziwa pasja.
Mężczyzna przed pandemią wylatywał do 100 godzin miesięcznie, zostawiając na niebie chemiczne, długie na kilometr smugi. Smugi zamieniały się w toksyczne chmury, z których potem padał skażony aluminium i innymi chemikaliami deszcz.
- Te czasy jeszcze wrócą, mam nadzieję, że szybciej niż później - mówi z wyczuwalnym smutkiem pan Krzysztof.
Mężczyzna dodaje, że rozumie że teraz to powodujące koronawirusa 5G ma swoje pięć minut i musi być cierpliwy, ale nadal nie jest mu łatwo. Nie może się doczekać, kiedy znów będzie mógł na zlecenie światowego rządu zmieniać pogodę i klimat oraz wywoływać śmiertelne choroby u Polaków.
Plusem sytuacji jest to, że pan Krzysztof może spędzić więcej czasu z 4-letnim synkiem, który w przyszłości też chce odpowiadać za chemiczne opryski nad Polską.
- Ostatnio ładnie powiedział "chwała wielkiemu Lucyferowi" i złożył rączki w geście pozdrowienia Illuminati - cieszy się mężczyzna.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.