
Reklama.
Work & Travel w USA brzmi jak coś dla was. Oto 8 argumentów, że warto tam pojechać w 2019 roku.
1. Spróbujesz egzotycznego jedzenia znanego dotychczas tylko z filmów: mac and cheese i Doctora Peppera.
Niewątpliwym faktem jest, że USA to kulinarny raj. Stany Zjednoczone są ojczyzną takich potraw jak cheeseburger, mac and cheese czy pizza. Uczestnicy work & travel twierdzą, że jeden burger w rozmiarze "medium" wystarczył im na całe 90 dni, a grupa liczyła 20 osób. Wreszcie będziesz mógł się nimi zajadać do woli i nie czekać, aż przywiezie ci je ciocia z Chicago. Zresztą hamburger, który spędził 10 godzin w luku bagażowym wcale nie jest taki smaczny.
2. W końcu dostaniesz się na Erasmusa, tylko że w wersji USA.
Zawsze chciałeś wyjechać na wymianę, ale twoje oceny pozwalały ci co najwyżej na Wyższą Szkołę Robienia Hałasu? Chciałeś korzystać z uroków zagranicznych uczelni, ale przeszkadzało Ci, że trzeba się tam rzeczywiście uczyć? Nie szukaj dłużej. Dzięki work & travel poznasz nie tylko USA, ale i masę ludzi z całego świata.
3. Zdecydujesz, czy wolisz pracować, czy podróżować.
Kto wie? Może okaże się, że zwiedzanie odległych krajów, poznawanie ludzi różnych kultur, odkrywanie uroczych zakątków kuli ziemskiej i nauka języka to nie twoja bajka? Może wolisz spokojnie siedzieć sobie w warszawskim biurze i doglądać komórek Excela? Dzięki work & travel sprawdzisz, czy twoim powołaniem w życiu jest praca, czy podróże. Spróbuj obu tych rzeczy w jednym miejscu i zdecyduj!
4. Po powrocie będziesz mógł napisać memuar o losach emigranta zarobkowego.
Zawsze chciałeś napisać książkę opartą na swoich wspomnieniach, ale nie miałeś wystarczająco soczystych historii? Teraz wreszcie będziesz miał okazję zrealizować swoje twórcze ambicje. Podróż do USA za chlebem i walka o przetrwanie z pewnością dostarczy wystarczająco dużo materiału na szczerą, wzruszającą i dającą do myślenia epopeję. Co prawda będziesz musiał przemilczeć, że pojechałeś do Stanów jedynie na dwa i pół miesiąca pracy (i miesiąc wakacji) na wyjątkowo korzystnych warunkach i pod opieką organizatorów. Ale czego się nie robi dla sztuki.
5. Nie będziesz narzekać na lineup Open'era.
Jedziesz na całe lato, więc wybór "pole namiotowe czy jednak hotel z wygodnym łóżkiem i prywatną łazienką" przestaje być twoim wyborem. Zamiast na 4 dni pakujesz się na 2 miesiące, a zamiast biletu na pociąg bez miejscówki dostajesz bilet na Boeinga z gwarancją pracy i wakacji w USA. Ale głowa do góry, nic straconego: najwyżej ponarzekasz trochę na lineup Coachelli.
6. W końcu zadbasz o swój work-travel balance.
Trudno jest pogodzić pracę z podróżami. No chyba że jesteś przewodnikiem albo jedziesz na work & travel. Miesiąc wakacji i miesiąc zwiedzania brzmi uczciwie. Zwłasza, że jak wrócisz z Miami, Las Vegas, Nowego Jorku czy Los Angeles, work-travel balance w zwykłej pracy to 12 miesięcy work i może tylko czasem trochę travel, z reguły w październiku, bo tylko wtedy zostały wolne terminy na urlop.
7. Bo dostaniesz wizę, podczas gdy inni muszą obejść się smakiem.
Wizy do USA zostały zniesione i każdy odchodzi spod ambasady z kwitkiem. Ale nie ty. Jadąc na work & travel, dostajesz pozwolenie na prace, dzięki której możesz legalnie pracować w Stanach Zjednoczonych. Pochwal się znajomym, którzy podróżują bez wizy jak jacyś casuale!
8. W końcu obejrzysz amerykańską ofertę Netflixa.
Obejrzałeś wszystkie 3745 filmów i seriali z polskiego Netflixa? Dwa razy? Teraz wreszcie będziesz mógł odkryć, jakie perły kinematografii skrywa ten najlepszy, oryginalny Netflix. Amerykański. I to bez VPN-a, którego nie umiesz obsłużyć. Wyobraź sobie tylko te wybuchy radości, gdy znajdziesz takie niedostępne w Polsce pozycje jak "Liar, liar, vampire" czy "K-19: The Widowmaker" z 2002 roku.
To jest ASZdziennik dla wyjazdów Work & Travel z Camp Leaders.