Fot. HBO
REKLAMA
Każdy kolejny tegoroczny epizod Gry o Tron coraz bardziej rozczarowywał fanów. Scenarzyści zdawali się pisać ten sezon na kolanie, idąc na fabularne skróty i nie zwracając uwagi na rysy psychologiczne i cele postaci budowane przez 7 poprzednich lat.
Widzowie z niesmakiem oglądali Aryę wyskakującą znienacka i zabijającą Nocnego Króla, niewidzialną flotę Eurona, o której Daenerys "tak jakby zapomniała" czy 15-sekundową przemianę Wyzwolicielki z Okowów w Szaloną Królową.
Dzisiejszy epizod nie był wyjątkiem, a szczytem idiotyzmu były wybory nowego władcy Siedmiu (plus minus jedno) Królestw. Wzięli w nich udział najpotężniejsi lordowie Westeros oraz przypadkowe osoby jak złodziej książek z Cytadeli, rycerka pasowana w zeszłym miesiącu czy były przemytnik cebuli.
Na najszybszym konklawe na świecie w 5 minut zamienili monarchię dziedziczną w elekcyjną, a potem okazało się, że żaden z lordów nie jest zainteresowany zasiadaniem na tronie. W serialu o nazwie "Gra o Tron". Więc wybrali Brana, bo to była pierwsza propozycja, a im nie chciało się już brać udziału w tym serialu.
Jedynym wątkiem, który został świetnie rozegrany i mógł należycie wybrzmieć, był ten o petycji o remake serialu z innymi scenarzystami. W poprzednich odcinkach wielu widzom wydawał się jeszcze niejasny i niepotrzebny, ale gdy odkryte zostały wszystkie karty, nie było chyba osoby, która by nie pomyślała "No tak, to ma sens!".
David Benioff i D.B. Weiss już zapowiedzieli, że wątek petycji o remake zostanie wprowadzony także w nowych filmach ze świata Star Wars, nad którymi mają teraz pracować.
To jest ASZdziennik, ale petycja o remake GoT nie została zmyślona.