Reklama.
Pawlikowski do tej pory nie lubi wspominać, jak pięć lat temu przyjmował Oscara za "Idę". Jasne, miło być reżyserem najlepszego filmu nieanglojęzycznego roku, ale konieczność publicznego przemawiania na sali pełnej celebrytów i przed kamerami wszystko psuje.
Reżyser poważnie zastanawia się, czy podczas ceremonii rozdania Oscarów nie zostać w domu. W tej sposób ominą go długie godziny pisania mowy i ściśniętego z nerwów żołądka, gdy będzie podchodził do mikrofonu. Nie będzie musiał sobie wyobrażać, że Tom Hanks, Meryl Streep i reszta osób na gali są nago.
Pawlikowski ponoć bardzo teraz żałuje, że jego film jest tak dobrze nakręcony i obiecuje sobie, że już nigdy nie wejdzie na taki poziom, żeby tylko nie pisać i wygłaszać tej cholernej mowy.
To jest ASZdziennik, ale Zimna Wojna naprawdę dostała trzy nominacje do Oscara.