
REKLAMA
– Wjazd będzie bezpłatny, wystarczy odrobina odwagi i wiary – zachęca Mariusz Kęsicki ze stołecznego Zarządu Dróg Miejskich. – Nie wymagamy żadnych umiejętności, a co więcej, po wjechaniu do stref "pray & ride" wręcz zachęcamy do zawierzenia swojego losu Jezusowi Chrystusowi lub innemu wybranemu cudotwórcy.
Ekspert ZDM tłumaczy, że nowatorska koncepcja pasa rozwiązuje problem przeładowanego kodeksu drogowego w Polsce. Przypomina, że prawo o ruchu drogowym liczy już VI działów i ponad 150 artykułów, które i tak stosowane są tylko teoretycznie.
– Na drogach mamy dziś ponad 360 różnego typu znaków i różnych światełek, które odwracają uwagę Polaków od najważniejszego: przeżyć – tłumaczy przedstawiciel ZDM. – Dzięki strefom "pray & ride" nikt już nie zabroni rowerzyście wjechać na chodnik, pieszemu wtargnąć na jezdnię, kierowcy zaparkować pod szlabanem kolejowym, a pilotowi tanich linii zrobić międzylądowanie na Żoliborzu.
Przed wjazdem do strefy "zmów modlitwę i ruszaj w drogę" zainstalowano już punkty poboru łaski pańskiej, z których księża lokalnych parafii wzywają o litość i wstawiennictwo św. Krzysztofa, patrona kierowców i podróżnych, a chętnych spowiadają i udzielają im ostatniego namaszczenia. Członkowie Kościoła Latającego Potwora Spaghetii otworzyli zaś foodtruck z makaronem i głoszą, że Jego Makaronowatość naprawdę wolałaby, byś tam nie wjeżdżał.
Jeżeli zmiana spodoba się kierowcom, strefa rozszerzona zostanie na całą Warszawę. Na razie jednak zaczęło się kręcenie nosem.
Część postępowych warszawiaków pochwaliła pomysł, ale domaga się zmiany znaków na neturalne światopoglądowo "trzymaj kciuki i jedź dalej".
Większość po pierwszej przeprawie narzeka zaś, że nie widziała żadnej różnicy między "pray & ride" a normalnym ruchem drogowym w Warszawie.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.