KOD z fochem roku. Ich "zachęta" młodych do udziału w protestach zrobi ci dzień [CYTATY]
ASZdziennik
05 lipca 2018, 11:21·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 05 lipca 2018, 11:21
Od dwóch dni w całej Polsce tysiące ludzi demonstruje na ulicach w sprawie sądów, wielokrotnie więcej kibicuje im w internecie, wyraża poparcie w rozmowach w pracy, w domach, myśli, co z tym bajzlem zrobić. Aż tu wjeżdża KOD na białym koniu. A na imię mu foch.
Reklama.
Odezwa "Do polskiej młodzieży, licealistów, studentów, już pracujących" miała być pierwotnie wezwaniem do udziału w protestach, przypadkiem zmieniła się w narzekanie na niewdzięczne, niedouczone bachory, które wydają krwawicę rodziców i sprzyjają PiS-owi.
Autor focha - ma teraz już 3 tys. udostępnień - już w pierwszych zdaniach przechodzi do rzeczy.
– Fajnie wam się żyje w tym kraju? Nieźle, co? Skromna „furka”, „klamoty” z butiku, nierzadko własna „kawalerka”, a w niej sprzęt audio-wizualny ful, zimą snowboard w Sölden, latem adventure-club w Nowej Zelandii – zaczyna autor nie zwracając uwagi, że nikt nie wie, co to Sölden, a Nową Zelandię to widzieliśmy tylko w "Hobbicie".
Nie o to jednak chodzi. Bo to tylko wstęp. Do wcale nie toksycznego przypomnienia, że czas za to zapłacić. Rodzicom.
– To się nie wzięło znikąd. Komuś to zawdzięczacie. Swoim rodzicom bądź innym współrodakom w ich wieku. Ludziom, którzy nie obarczeni luksusami, które dla was stały się niczym niezwykłym, wychodząc 30 lat temu na ulice walczyli przeciw „komunie” o wolną Polskę, o kraj, w którym żyjecie. Jeszcze – kontynuuje autor tuż przed tym, zanim zacznie wypominać gówniarzom, że na pewno nie wiedzą, co to PRL, bo są niewdzięcznymi gówniarzami z poprzednich akapitów.
Na szczęście foch KOD-u to nie tylko toksyna, ale i pozytywne wezwanie do działania.
– Nie czas teraz na wykłady z historii [bo i tak nie zrozumiecie - red.], nie czas na uświadamiające rozmowy. Krótko: Nie chcielibyście stracić to, co macie. Więc czas na czyny [tu następuje sakramentalne "skoro wasi rodzice...]. Powyłączajcie „compy” i ruszcie dupy. Na ulice! – kończy autor nieświadomy, że do tego momentu dotarł tylko jeden człowiek.