Sukces pisarza. Stworzył wizję szpitala, która zawstydziła absurdem nawet polską służbę zdrowia
ASZdziennik
07 maja 2018, 12:20·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 07 maja 2018, 12:20
Narady na najwyższym szczeblu państwowym, tysiące zdezorientowanych pacjentów i możliwe dymisje w NFZ - to dzieło jednego autora i jednej książki, którzy poetyckim absurdem zakwestionowali dotychczasowe pierwszeństwo polskiej służby zdrowia.
Reklama.
– Kiedy bohater "Dżozefa" Grzesio trafia ze złamanym przez dresiarzy nosem na oddział, wszystko jest jak u nas: wieloosobowe sale i dziwni pacjenci – mówi ASZdziennikowi jeden z załamanych pracowników służby zdrowia. – Potem jednak..., przepraszam, nie mogę..., to dla mnie za trudne - urywa.
Jak się dowiadujemy podobne reakcje proza Jakuba Małeckiego wywołuje w placówkach w całym kraju. Szok i niedowierzanie wzięły w kleszcze izby przyjęć, punkty rejestracji, a nawet niezniszczalne pielęgniarki z gabinetów zabiegowych.
– Różne rzeczy w karierze widziałam, ale drewnianego demona jeszcze nie. Aż do dzisiaj – relacjonuje wrażenia z lektury jedna z salowych.
Zaniepokojenie wyraziły też władze państwowe. Z naszych informacji wynika, że najwyższe czynniki w kraju zażądały wyjaśnień od resortu zdrowia, jak to się stało, że jakaś książka może budzić większy niepokój niż polski system opieki zdrowotnej. W celu skopiowania od Małeckiego najlepszych rozwiązań.
Co nie będzie takie łatwe. O ile występujące w "Dżozefie" oniryczne wizje da się jeszcze wywołać, a erudycyjne nawiązania do twórczości Josepha Conrada da się zastąpić diagramami z wyprawy do jądra ciemności ucha środkowego, to z jednym może być problem.
W tegorocznym budżecie nie ma środków na budowę sal z ruchomymi ścianami.
To jest ASZdziennik dla książki "Dżozef" Jakuba Małeckiego.