
REKLAMA
Dziennikarka Anna Dryjańska opisała na Facebooku sytuację, która przytrafiła się jej przyjaciółce w jednej z dużych firm. Jej współpracownik poskarżył się szefowi, że kobieta przyjaźni się z "lewaczką". Znaczy z Dryjańską. Sytuacja jednak nie rozwinęła się tak, jak przewidział.
Szef nie zwolnił pracownicy o podejrzanych znajomościach w trybie natychmiastowym. Nie wezwał jej do siebie, nie zbliżył swojej twarzy niebezpiecznie blisko jej twarzy i nie wycedził przez zęby:
– Nie chcemy tu takich jak ty. Oficjalnie nie mogę cię z tego powodu zwolnić, ale mogę, i zrobię to, uprzykrzyć ci życie tak, że sama zrezygnujesz. Wierz mi, łamałem już twardszych od ciebie.
Nie spalił jej też na stosie.
Z niewiadomych względów na zarzuty o lewackie konszachty szef odparł jedynie:
– Ale wie pan, że jesteśmy skandynawską firmą?
To jest ASZdziennik, ale to prawda.