
Moja dziewczyna (wciąż nie umiem napisać „moja była dziewczyna”) skręciła w lewo. Ja zawsze byłem raczej konserwatywny, ona mało interesowała się polityką. Wszystko zmieniło się, gdy nie dostała się na psychologię, pedagogikę, resocjalizację… W końcu powiedziała, że jest na socjologii, ale potem przypadkiem zobaczyłem jej indeks. „Stosowane nauki społeczne” nie brzmiało jeszcze najgorzej, ale już „Gender studies” zapaliło lampkę ostrzegawczą.
Szkoda mi było tylko jej długich włosów, które najpierw zmieniły się w dredy, by ostatecznie zniknąć prawie w ogóle.
Kochałem ją, a ona kochała mnie, nie chciała już tylko ulegać płciowym stereotypom i patriarchalnej dominacji.
Nie minęło kilka tygodni, gdy dom stał się przestrzenią walki konstruktów płciowych. „Oznaczasz teren jak zwierzę” – krzyczała, zrywając ze ścian moje trofea z biegów: Wyklętych i Niepodległości.
„Duszę się, to mi przypomina, że mieszkam w tym kraju!” – krzyk zamieniał się w płacz.
Przestała gotować, przestała sprzątać (...)
Odkąd zamiast „Kochaj mnie” mówiła „Dopisz kolejne linijki do historii patriarchalnej opresji kobiet”, i tak straciło to prawie cały swój urok.
„Miłość przezwycięży wszystko” – pomyślałem, gdy kolejny raz wróciła do domu z torbami pełnymi „Przewodników Krytyki Politycznej” zamiast jedzenia.
Pomyślałem, że może byłoby inaczej, gdybyśmy mieli dziecko. (...) Kupiliśmy szczeniaka.
Mieliśmy pogodzić się na Off Festivalu, jednak tak zaplanowała wyjazd, że zobaczyliśmy tylko koncert Siksy i już wracaliśmy do domu.
W drugi dzień świąt zaprosiła nawet do nas moich rodziców. Nie wpuściła mnie do kuchni, ale myślałem, że po prostu chce wszystkim, ze mną włącznie, zrobić niespodziankę. I faktycznie zrobiła. „Smakuje jak prawdziwe mięso, a obyło się bez międzygatunkowej przemocy” – powiedziała z uśmiechem, gdy ojciec zakrztusił się kotletem, który wydawał się być polaną smarem mieszanką trocin i tektury.
Nakrzyczała na mnie, że nie mam serca, dosłownie i w przenośni, okleiła cały dom serduszkami i zamknęła przede mną lodówkę, mówiąc, ze została kupiona z funduszy WOŚP.
Z szaf zniknęły moje stare ubrania, zamiast nich pojawiły się nowe, takie same, ale… dokładnie w tym rozmiarze, który nosi moja ukochana. Zamiast XXL-ek damskie S-ki. (...) „To, że nosiłeś większe ode mnie ubrania, przypominało mi cały czas o tym, że według stereotypów, dotyczących płci mężczyźni są na ogół wyżsi i inaczej zbudowani, a to było dla mnie upokorzeniem” – wyjaśniła.
Odzyskałem jasność umysłu, jakoś wbiłem się w te ubrania, choć prawie popękały i uznałem, że pora uciekać do rodziców.
Wszelkie podobieństwo sytuacji opisanych w liście do postaci i wydarzeń autentycznych jest przypadkowe. Opisane zdarzenia nie miały miejsca w rzeczywistości, choć mogły lub mogą wydarzyć się w przyszłości.