PILNE: Po tej recenzji będziesz chciał obejrzeć "Anihiliację" na Netflixie
ASZdziennik
05 marca 2018, 11:05·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 marca 2018, 11:05
Jeśli czytaliście jeden z artykułów w stylu "Top 10 filmów, które MUSICIE obejrzeć w 2018", to na pewno pojawiła się w nim "Annihiliacja", która już 12 marca będzie dostępna na Netflixie. Ponieważ jesteśmy trochę lepsi od was, obejrzeliśmy go tydzień wcześniej i sprawdziliśmy, czy rzeczywiście MUSICIE.
Reklama.
Scenarzystą i reżyserem jest Alex Garland, który stworzył scenariusz m.in. do "28 Dni Później" i "Ex Machina", przy czym ten ostatni film był też jego debiutem za kamerą. "28 Dni Później" to horror SF, o gościu, który budzi się w paromilionowym mieście i nie ma korków, a "Ex Machina" to kameralne SF o gościu, który tworzy najbardziej przypominającego człowieka robota na świecie, ale sztucznej skóry starcza mu tylko na twarz i dłonie.
W swoim najnowszym thrillerze SF Garland przedstawił fantastyczną wizję świata, w którym grana przez Natalie Portman Lena ma koło trzydziestki i zdążyła już zostać profesorem biologii i jednocześnie mieć 7 lat doświadczenia w armii.
Jej mąż, żołnierz Kane (po prostu "Kane", nie wiadomo, czy to jego imię, nazwisko czy pseudonim) zaginął w akcji rok temu. Nagle wraca i nie bardzo chce albo umie odpowiedzieć na pytanie, gdzie był i co właściwie robił. Czyli zachowuje się jak typowy mąż po długiej nieobecności w domu.
Nagle zaczyna pluć krwią, tajemniczy umundurowani ludzie zabierają go do szpitala/laboratorium, a Lena dowiaduje się od psycholog dr Ventress, że był na misji w tzw. Shimmer (po polsku to chyba będzie Migotek). Migotek to tajemnicza, gwałtownie rozszerzająca się strefa przypominająca bańkę mydlaną, która pojawiła się nagle 3 lata temu i, oprócz Kane'a, któego organy powoli odmawiają współpracy, nikt żywy z niej nie wyszedł.
Lena zgłasza się więc do udziału w kolejnej samobójczej misji, która rusza już za parę dni i jej prośba zostaje zaakceptowana. To oczywiście kolejny element science fiction. W prawdziwym świecie na wydanie głupiego skróconego odpisu aktu urodzenia trzeba czekać 7 dni roboczych.
Do Migotka wkracza więc ekspedycja złożona z pięciu kobiet-naukowców, które zupełnie ignorują wniosek, że stan Kane'a był spowodowany wirusem albo promieniowaniem i nie mają na sobie nawet papierowych maseczek ochronnych na gumce, nie mówiąc o specjalnych kombinezonach. Im bohaterki głębiej się zapuszczają, tym więcej spotykają dziwactw typu drzewa-kryształy, drzewa-ludzie i niedźwiedzie-brzuchomówcy. I żeby nie spoilować, o fabule nie powiemy nic więcej.
Film całkiem umiejętnie oscyluje pomiędzy eksploracją fantastycznego świata, horrorem i osobistą dramą. Do dwóch pierwszych elementów nie można się przyczepić, wizja łamiącej prawa fizyki i biologii krainy jest naprawdę fascynująca. Brakuje za to lepszego zarysowania postaci, czegoś, co pozwoliłoby się bardziej nimi przejąć.
Widzów na pewno podzieli też zakończenie. "Annihilacja" nie ma spektakularnego finału, jak chociażby w "Arrival". Zamiast "Aaa, to o to chodziło!", mamy tutaj raczej "Czy ktoś może mi wyjaśnić, o co właściwie chodziło?". Więc to zależy, czy wolicie spektakularne finały, czy raczej niedopowiedzenia.
Czy MUSISZ zobaczyć "Annihilację"? Nie, nic nie musisz. Ale POWINIENEŚ, jeśli nie chcesz czuć się głupio, gdy na imprezie znajomi będą o niej rozmawiać, a ty nie będziesz mieć własnego zdania.
A będą rozmawiać.
To jest ASZdziennik, ale naprawdę warto zobaczyć "Annihilację".