
Reklama.
Popularny Pieter, który wraz z pozostałą czwórką polskich skoczków przygotowywał się do kwalifikacji do konkursu na dużej skoczni, dziś rano zniknął z wioski olimpijskiej w Pjongczang.
– Miał tylko wyskoczyć do spożywczego po banany i pieczywo, a nie było go kilka godzin – opowiada Stefan Hula. – Dzwoniłem do niego, ale wiatr strasznie przeszkadzał i nic nie słyszałem.
Okazało się, że Żyła w jakiś sposób znalazł się w Korei Północnej, w okolicy Pjongjangu. Jak później wyjaśnił, "pomyliły mu się Ciangapongi, he he". Na dowód skoczek wrzucił na Facebooka zdjęcie z przywódcą północnokoreańskiego reżimu Kim Dzong Unem.
– Pozdrawiam z północy :-) w otoczeniu nowych znajomych. Jeden z nich Kimchangchung właśnie urządzil konkurs lotów :-) jego rakiety mają mocne wyjście z progu ale muszą popracowac nad londowaniem :-))) Może dlatego, że poplątałem im kabelki, ale cicho;):):) heheheh #pieter #kimchang #dwaciangapongi #łogień #beztelemarka – skomentował nieudane wystrzelenie pocisku balistycznego Piotrek.
Dla jednych to zwykły internetowy kawał, ale po wizycie polskiego skoczka reżimowi w Pjongjangu nie jest do śmiechu.
Według nieoficjalnych informacji CIA straty powstałe w wyniku "pranków" Piotra Żyły cofnęły koreański program atomowy o co najmniej 20 lat.
To jest ASZdziennik, ale Piotrek Żyła naprawdę byłby do tego zdolny.