Fot. Wikimedia Commons / tvn24.pl
Reklama.
Policjanci, którzy upokarzali i traktowali paralizatorem zmarłego wkrótce potem Igora Stachowiaka właśnie donieśli na reportera, który sprawę ujawnił. Bo, uwaga, uwaga, spotkał ich hejt w internecie.
Publikując nagrania, dokonano linczu na policjantach. Ferowanie wyroków na tym etapie było nieuczciwemówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Piotr Malon, szef NSZZ Policjantów na Dolnym Śląsku.
25-letni Igor Stachowiak został zatrzymany przez policję w maju 2016 roku na wrocławskim rynku. Rok później Wojciech Bojanowski dotarł do nagrań pokazujących, jak wyglądała interwencja. Ujawnił m.in. zapis z kamery paralizatora, którego użyli policjanci. Mężczyzna skuty w kajdanki rażony był paralizaotrem i przyduszany w toalecie. Mężczyzna zmarł na komisariacie. A Bojanowski to opisał.
Niestety nie wziął pod uwagę krzywdy jaką wywołał swoim nieodpowiedzialnym reportażem.
– To wywołało falę hejtu – twierdzi stronnik pokrzywdzonych Piotr Malon.
Bojanowskiemu grozi teraz do 2 lat więzienia.
Były zastępca komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu, który został odwołany po śmierci Stachowiaka, znalazł niedawno pracę jako wiceprezes w miejskiej spółce.
To jest ASZdziennik, ale #MuremZaBojanowskim.