Fot. multikino.pl
REKLAMA
Przypomnijmy, że list gończy za więźniem dwóch poprzednich części filmu wydali widzowie, którzy "Listy do M." oglądali tylko dla Macieja Stuhra. Po brawurowej ucieczce aktora z planu filmowego stracili bezcenne plany na weekend i niepoliczalne ilości bożonarodzeniowego nastroju. Rodzice muszą tłumaczyć zapłakanym dzieciom, że Mikołaj już nie istnieje.
– Poszukiwany Maciej S. oddalił się z prac prowadzonych na terenie castingu i nigdy nie powrócił już do obsady – tłumaczy 25-letnia Dagmara, jedna z wiernych fanek 42-latka. – Na zabezpieczonym zapisie monitoringu z planu filmowego wyraźnie widać, że go nie widać.
Podejrzenia Dagmary potwierdzł ASZdziennik. Do swoich ról w kolejnej odsłonie kasowego przeboju posłusznie powrócili Tomasz Karolak, Piotr Adamczyk i Borys Szyc, ale na próżno szukać w nim Macieja S.
Dziś w tej sprawie nieoczekiwanie zabrał głos sam poszukiwany. Maciej S. tłumaczy, że choć pierwszej części "Listów do M." nie musi się wstydzić, to po udziale w kolejnej musiałby już spłonąć rumieńcem.
– Nie szukajcie mnie, nie wrócę – czytamy w dramatyczny apelu, jaki zbieg zamieścił na swoim facebookowym profilu. – Musiałem ratować nie tylko siebie, ale też i widzów, którzy po raz trzeci musieliby znieść tę samą formułę i tę samą ekspresję Karolaka.
Aktor podkreśla, że nie czuje się winny, i że działał tylko w obronie własnej.
Nieoficjalnie wiadomo, że do czasu wyjaśnienia sprawy będzie pracował jako nauczyciel jednego z liceów we Wrocławiu.
To jest ASZdziennik, ale Macieja S. naprawdę nie ma w "Listach do M. 3".