
REKLAMA
– Bitwa stu armii – tak o incydencie w Lidlu pisze internetowe wydanie "Gazety Stołecznej". Aż tylu klientów stanęło bowiem w kolejce pod jednym ze sklepów na warszawskiej Pradze. Każdy z nich przyszedł z własną gotową do użycia wersją wymowy "Wittchena".
Po otwarciu sklepu tłum w kilka minut otoczył stoisko z torebkami. To właśnie tam zaczęła się regularna wymiana zdań.
Zarzewiem konfliktu była telefoniczna rozmowa, w której 30-latka pochwaliła się matce, że wyrwała z rąk jakiejś gówniary eleganckiego, czarnego Łitsiena.
– Witsiena! Moja córka jest szafiarką! – rzucił ktoś z tratującego się tłumu.
– Nie rób wstydu mamo, od czterech vlogów mówię "Łiczena" – odpowiedziała blogerka, której w walce o nietuzinkową galanterię udało się wykręcić rękę własnej matce.
Do akcji szybko wkroczył ochroniarz. Usiłował roztrzygnąć spór googlowaniem frazy "wittchen jak wymawiać" i wciągać ludzi z powrotem do walki wręcz, ale było już za późno.
– W życiu nie widzieliśmy takiego chamstwa – mówią zszokowani świadkowie, którzy przyszli tylko na tydzień amerykański. – Zamiast szarpać się za włosy i kopać po kostkach zaczęli regularną dyskusję o fonetyce i korzeniach marki torebek.
Witczen, Vitsien, Łajtsien, Wiczę, Wiczen i Łiczyn to tylko niektóre z wersji, które usłyszeli rozczarowani brakiem rozlewu krwi widzowie. Awantura przeniosła się poza sklep, a na regałach pozostała nietknięta partia modnych torebek.
Na zamieszki w Warszawie zareagowała już centrala Lidla w Polsce – dowiaduje się ASZdziennik.
Od dziś kolejki pod sklepami już od godziny 7:00 rano będą dzielone na kilkadziesiąt krótszych odnóży, do których trafią tylko klienci wyznający te samą, poprawną ich zdaniem wymowę Wittchena.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.