
Reklama.
Koszmar 30-latki skazanej na towarzystwo swoich bliskich trwa od lipca.
Wszystko zaczęło się gdy, kobieta z dumą dokręciła ostatnią śrubkę komody z IKEA, czym zakończyła aranżację swojego nastrojowego salonu i zaprosiła przyjaciół na kameralną, sobotnią parapetówkę. Wszyscy bawili się dobrze do momentu, gdy Paulina spojrzała na zegarek. Goście wzięli to za subtelny sygnał, że może czas już rozejść się do domów.
– Gdy Ewce podejrzanie wcześnie uciekł autobus nocny niczego złego nie podejrzewałam i nawet zaproponowałam, żeby została u mnie na kanapie do rana – przyznaje 30-latka. - Zdziwiłam się tylko, że reszta zechciała dotrzymać jej towarzystwa, w niedzielę nikomu nie chciało się wstać z fotela by zadzwonić po taksówkę, a we wtorek te urlopy na żądanie z poniedziałku wszyscy przedłużyli sobie na wypoczynkowe w pełnym wymiarze.
W tym momencie w życiu kobiety zaszła diametralna zmiana. Zamiast sałatki i butelki wina, które mieli przynieść goście, w jej kuchni pojawiły zgrzewki wody i obfite zapasy żywności, a każde kolejne "to skończymy i już się zbieramy" brzmi coraz mniej wiarygodnie.
– Ewka zaanektowała teren pod biblioteczką, a Kacper zabarykadował się poduszkami i przez zasiedzenie zajął mój ulubiony kącik kanapy – wynika z relacji właścicielki obiektu wypoczynkowego, który jeszcze miesiąc temu był jej mieszkaniem. – Piotrek całe dnie wygrzewa się w ciepłym oświetleniu, zaraz przy Kamili, która z pleda z wełny czesankowej odwija się tylko w porze obiadowej.
Zdesperowana kobieta próbowała ziewać, urządzała seanse filmów z oceną niższą niż 4,0, pytała o godzinę, długo odkurzała pod ich nogami, słuchała Nickleback i wielokrotnie wychodziła do pracy. Bezskutecznie. Paulina jest zdania, że pozostała już tylko droga sądowa. Prawnicy, z którymi rozmawiał ASZdziennik, studzą jednak jej emocje.
– Bez oficjalnego zakończenia parapetówki nie możemy mówić o pełnowartościowym oddanym do użytku lokalu mieszkalnym, a zatem sąd nie może wszcząć procedury eksmisyjnej – twierdzi mecenas Stefan Jóźwiak z jednej z kancelarii prawnych w Warszawie.
Ekspert zaproponował 30-latce środek zaradczy w postaci wyniesienia komody, pozbycia się dywanu i w efekcie całkowitej rozbiórki przytulnego salonu. Kobieta w żadnym przypadku nie chce się jednak godzić się na takie zmiany.
– To wolę już do końca życia prosić, żeby się trochę posunęli i zrobili dla mnie miejsce – zapewnia Paulina w rozmowie z ASZdzienikiem.
To jest ASZdziennik dla IKEA.