Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta / 123rf.com
Reklama.
– Tu, gdzie teraz jestem, jest mi dobrze – czytamy w pierwszych słowach poruszającego listu Jarka. - Z dala od wydeptanych i pokrytych dołkami szlaków prowadzących z Maina do Tenta, z dala od krętych i zawiłych kolejek do Krowyrzywej, odnalazłem swoje miejsce w festiwalowym życiu i proszę, by to uszanować.
Tajemniczy Jarek na trudną ścieżkę sławy wkroczył jeszcze w 2014 roku podczas jednej z nocy na polu namiotowym. Przez niektórych zwany jest "Banksym Open'era" – niewiele o nim wiadomo, a niektórzy przypuszczają nawet, że to nie jeden człowiek, a cała grupa działających w zmowie festiwalowiczów.
– Tak jak Banksy w swojej sztuce osiągnął wiele i wciąż nieustannie poszukuje, tak samo Jarek nie osiągnął nic i wciąż jest poszukiwany – tłumaczy 36-letni Jakub, który do Gdyni przyjeżdża od 2003 roku. – Zwykle, by odnaleźć się na Open'erze, wystarczy podać swoje współrzędne, np. "na wypadkowej budki dźwiękowców i gościa przebranego za Pikachu". W przypadku Jarka jest inaczej.
Jarek nie podniesie wysoko ręki, by pomachać znajomym szukającym go pod barierkami na Foo Fighters – tłumaczy ekspert.
Dziś Jarek jest już tylko cieniem człowieka, jakim był przed pamiętną nocą, kiedy rozpoczęły się jego poszukiwania. Swoje imię słyszy w kolejce pod prysznic, przed koncertami, w kolejce po bramek, na parkingu, w autobusach festiwalowych, w strefie Tymbarka, wokół totemu Gomulickiego, w strefach gastro, pod Mainem, w Tencie i na Beat Stage.
– Wszystko, o co proszę, to powrót do Open'erów sprzed 2014 roku i odrobina prywatności – tłumaczy Jarek. – Odrzuciłem propozycję od "Kulisów Sławy" TVN, nie zamierzam być twarzą kampanii marki odzieżowej na temat szukania zagubionego chłopaka – zapewnia.
– Poza tym wydaje mi się, że od 2015 roku nie jestem już śmieszny i coraz bardziej przypominam jakiś odgrzewany kotlet – czytamy w liście.
To jest ASZdziennik. Wszelkie wydarzenia i cytaty zostały zmyślone.
Autor: Łukasz Jadaś /@lukaszjadas