
Reklama.
– Nie wiem, jak to się stało. Wydawało się, że jestem dobrze przygotowany – mówił Konstanty tuż po walce. – Fizycznie nie mam sobie nic do zarzucenia, może nie doczytałem najnowszego zbioru felietonów Masłowskiej, ale za to ostatni tydzień kondycyjnie przygotowywałem się z tegorocznych nominowanych do Nike.
Choć gala KSW oficjalnie zakończyła się w sobotę w nocy, najważniejsza walka gali rozegrała się w zacisznym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie.
Z lewego narożnika kanapy przy dźwiękach wymagającego nu-jazzu Konstanty dobrze zaczął pierwszym zdaniem, wyprowadzając obiecujący cios w słabe punkty MMA, w tym prosto w wątłe zakorzenienie sportu walki w tradycjach literackich.
– Napisałem, że KSW jest niczym w porównaniu z bójkami barowymi Ernesta Hemingwaya. Czułem, że jestem w gazie – opowiada ASZdziennikowi. – Miotałem parabolami i wyprowadzałem mocne kontry metonimią na prawo i lewo, ale na przeciwniku nie robiło to żadnego wrażenia.
Jak ustalił ASZdziennik, w ostatniej sekundzie starcia Konstanty desperacko podwinął rękawy swetra i groźnie odstawił na bok kubek earl greya. Niestety, na tym etapie walka była przegrana. Pod gradem statystyk z historii MMA, profesjonalnego żargonu i zasad rządzących walką w oktagonie kompletnie oszołomiony kulturoznawca uległ i z opuszczonym wzrokiem zamknął pokrywę MacBooka.
Poobijany emocjonalnie Konstanty nie poddaje się jednak i zapowiada, że jego czas jeszcze nadejdzie.
– Odpocznę, trochę poczytam i wrócę do sekcji komentarzy mocniejszy – zapowiada w rozmowie z ASZdziennikiem, przykładając do ran lodowato zimne teksty ballad Nicka Cave'a.
To jest ASZdziennik. Wszelkie cytaty i wydarzenia zostały zmyślone.
Autorzy: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor, Łukasz Jadaś /@lukaszjadas