
Reklama.
"Serial zawiera sceny drastyczne feminizmu nieodpowiednie dla patriarchatu, w tym naturalistyczne obrazy emancypacji i walki kobiet o równe prawa. Oglądasz na własną odpowiedzialność" – komunikat tej treści zobaczą Polscy widzowie serialu "Ania, nie Anna", najnowszej ekranizacji serii powieści Lucy Maud Montgomery "Ania z Zielonego Wzgórza".
– Dziewczynka nam się nie przyda, rozumiesz? – pyta Maryla Cuthbert w jednej z pierwszych scen kontrowersyjnego obrazu.
– Chyba nie – odpowiada jej Ania Shirley, ku zaskoczeniu konserwatywnego i zmaskulinizowanego społeczeństwa.
Z apelu podpisanego m.in. przez czołowych prawicowych publicystów wynika, że stąd już prosta droga do Czarnych Protestów, zrównania różnic w zarobkach kobiet i mężczyzn oraz szeregu konwencji antyprzemocowych.
Choć fiaskiem zakończyły się żądania o zastąpienie 13-letniej Ani jej rówieśnikiem Andrzejem, grupa oburzonych mężczyzn wywalczyła zamieszczenie przez Netflix komunikatu, który będzie pojawiał się przed każdym z siedmiu zaplanowanych odcinków serialu.
To mniej, niż wynikało z pierwszych żądań. Wcześniej oczekiwano bowiem, że każdą sceną zawierającą dialogi sugerujące, że Ania nie jest gorsza od chłopca, poprzedzi plansza informująca, że serial jest wyłącznie dziełem fikcji.
ASZdziennik ustalił, że choć nie tak jest przyjęte na świecie, tytułowa bohaterka jest równie silna i dzielna jak chłopcy w jej wieku i woli spędzać czas na zewnątrz niż w kuchni.
– Uważa się pani za delikatną i słabą? Ja taka nie jestem – mówi Ania do Maryli ku oburzeniu sygnatariuszy listu otwartego do producentów "Ani".
Zmiany wywalczone przez Polaków to jednak nie jedyne problemy twórców kontrowersyjnego serialu.
Jak ustalił ASZdziennik, grupa kilkuset tysięcy mężczyzn z całego świata szykuje już zbiorowy proces za wywołanie w nich ludzkich odruchów wzruszenia losem Ani z Zielonego Wzgórza w obecności ich partnerek.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i wydarzenie zostały zmyślone.
Autorzy: Rafał Madajczak / @ojciecredaktor, Łukasz Jadaś /@lukaszjadas