
Reklama.
– Limuzyna, ochroniarz, szastanie pieniędzmi, nagabywanie studentek i proponowanie pracy każdemu, kto rozpozna kim jest. To nie historia z życia milionera. To noc w białostockim klubie spędzona w czasie służbowej delegacji przez rzecznika MON Bartłomieja Misiewicza – ujawnił "Fakt".
Tabloid twierdzi, że Misiewicz zachowywał się jak gwiazda rapu. Pod klub podjechał limuzyną, a w środku towarzyszył mu ubrany w dres ochroniarz, a wieczór upłynął mu między innymi na nakłanianiu DJ do ogłoszenia, kto bawi się w klubie.
Tymczasem prawda była zupełnie inna.
– Minister Macierewicz polecił ministrowi Misiewiczowi inspekcję wschodniej flanki NATO. Jako, że rozkaz był rzucony w biegu, mogło dojść do nieporozumienia – czytamy w komunikacie MON. – Minister Misiewicz zasługuje jednak na najwyższe uznanie. Choć nieco przeinaczone, zadanie wykonał wzorowo.
– Jeszcze dziś zostanie przedstawiony do odznaczenia.
To jest ASZdziennik, ale pierwsze dwa akapity to prawda.(r)