Fot. Netflix
Reklama.
"Zaczyna się od zaprószenia ognia, a potem temperatura jeszcze rośnie", "Note 7 wśród seriali" - to tylko niektóre z opinii amerykańskich blogerów o nowym tytule serialowego giganta.
Po genialnych "The Stranger Things" i "The OA" Netflix rozpalił nasze nadzieję na kolejną hitową produkcję.
Na premierę czekaliśmy tym bardziej, że za reżyserię odpowiada sam George Ford, którego nazwisko do czerwoności rozgrzewa emocje krytyków filmowych i fanatyków telewizyjnych seriali. Jego "Szum górskiego potoku" i "Dźwięki deszczu dzwoniącego o szyby jesienią" z zapałem śledzili widzowie na całym świecie.
Pierwsze spisane na gorąco wrażenia ASZdziennika potwierdzają, że w starym piecu diabeł pali, a mistrz gatunku ponownie zdołał wykrzesać z siebie niejedną iskrę geniuszu.

S01E01

Ford już od pierwszych minut unika jak ognia gatunkowych klisz i kalek. Fani dystopijnych nastrojów rodem z "451 stopni Fahrenheita" Raya Bradbury'ego poczują się wręcz jak u siebie w domu przed kominkiem. Na pierwszy ogień w premierowym odcinku scenarzyści biorą dyskurs z kompozycyjno-estetycznymi walorami martwej natury. Temperatura podnosi się z każdą chwilą. Finał premierowego odcinka może sprawić, że widzom o słabszych nerwach może zagotować się krew.

S01E02

Plan scenarzystów nie spalił na panewce. W drugim odcinku twórcy bezpardonowo rozprawiają się z mitem domowego ogniska. Multidyscyplinarne podejście Forda zdradzają wyraźne odwołania do twórczości Henryka Sienkiewicza i debiutanckiego albumu grupy Hey. W połowie odcinka pieczołowicie układany stos kompozycyjny ulega załamaniu i okazuje się, że scenarzyści "Kominka w twoim domu" dopiero zaczynają dolewać oliwy do ognia. Niejedni widzowie mogą się sparzyć, ale warto dotrwać do końca.

S01E03

Ford nie zaspał gruszek w popiele. Sprawdziły się żarliwe zapewnienia twórców o tym, że nie ma dymu bez ognia, a wszystkie wątki znajdą widowiskowy finał. W rozmowach o "Kominku w twoim domu" nie sposób uciec od porównań z "Popiołem i diamentem" Wajdy, choć mimo innego medium, bliżej mu do literackiego pierwowzoru Jerzego Andrzejewskiego. Ostatnia sekwencja sprawia, że widz postawiony jest w krzyżowym ogniu pytań, lecz odpowiedzi na nie boi się jak ognia.

nASZ werdykt: 6,66/10

Jest ogień! Jeżeli scenarzyści nie wypalą się z pomysłów zbyt szybko, jesteśmy gotowi rzucić się za nimi w ogień. Zwłaszcza, że po pierwszym sezonie nie spalili za sobą wszystkich mostów.