Fot. ASZdziennik
Reklama.
1.
Film zaczyna się od scen na lotnisku w Smoleńsku, gdzie załoga Jaka 40 czeka na tupolewa. Wcześniej widać jednak podejście do lądowania Iła 96, którego pilot informuje, że "zrzut zakończony". Zrzut nie wiadomo czego. To pozostaje w MGLE domysłów.
2.
Potem film zmienia się w kilkunastominutową sekwencję, która przypomina, co wydarzyło się w ostatnim odcinku: mamy prawdziwe zdjęcia z 10 kwietnia i dni późniejszych. Jest miejsce katastrofy, jest Krakowskie Przedmieście, jest narodowa żałoba. Wielu widzów zobaczy te ujęcia po raz pierwszy.
W 2010 roku nie chodzili przecież jeszcze do szkoły.
3.
Lech Łotocki daje radę. Jego Lech Kaczyński jest mocnym punktem filmu. Żeby jeszcze tylko nie wmawiano nam, że biegle władał angielskim.
4.
Pani Fido nie daje rady. Jej główna bohaterka Nina, dziennikarka TVM (tak, zmienili tylko jedną literę:), jest przez większość filmu wzorem drewna ze szczególnym wskazaniem na scenę po powrocie z imprezy, gdzie był ALKOHOL (bardzo memogenne). Jest jednak teoria, że to wszystko ironicznie, żeby oddać "głębię umysłową" pracowników TVN, to znaczy TVM.
"Smoleńsk" i "ironicznie".
5.
W ogóle sceny w TVN są najśmieszniejsze: demoniczny szef TVN, plujący na Smoleńsk gość grający Palikota, nawet nazwa TVM-SAT (to chyba TVN plus Polsat?) mają ziać złem, zieją jednak ziewaniem.
6.
W filmie dobrzy bohaterowie dobierani byli głównie według wieku. Gdy masz scenę, w której uczestniczy starsza osoba (rozmowa głównej bohaterki z matką, spór pod Wawelem), możesz w ciemno obstawiać, że starsza osoba ma rację moralną. I wierzy w zamach. Czyli jak w życiu.
7.
Największe #WTFmoments: ballada Jana Pietrzaka, Azjaci protestujący przeciw pochówkowi na Wawelu i pięciosekundowa scena seksu.
8.
Demonizowana scena spotkania duchów delegacji z 2010 z oficerami z Katynia nie jest taka zła. Aktorzy jednak powinni się trochę mniej cieszyć. Chyba, że to był ostatni dzień zdjęć.
logo
9.
Ale wybuch fajnie zrobili.
logo
Autor: Rafał Madajczak (@ojciecredaktor)