logo
Fot. Wszystkie zdjęcia w materiale: IPN / Domena Publiczna
Reklama.
O co chodzi?
Są takie chwile, kiedy ASZdziennik robi się poważny. Tak było przy zamachach na Charlie Hebdo i na salę koncertową Bataclan. I tak jest i teraz, kiedy ASZ robi materiał z okazji 60. rocznicy Poznańskiego Czerwca, pierwszego tak masowego i tragicznego wystąpienia robotników przeciw władzy ludowej.

Biorąc pod uwagę, jak fragmentaryczna jest wiedza o tamtych wydarzeniach, postanowiłem czasami przesadzając, czasami przerysowując, zderzyć nas, pracowników z 2016 roku z nieprawdopodobnymi realiami roku 1956. I zachęcić do ich poznania.

Tak się zaczęło
Choć podczas protestów pod koniec czerwca 1956 roku pojawiały się różne postulaty, zaczęło się od robotniczych frustracji załóg poznańskich zakładów. Robotnicy nie dostawali premii, widzieli złe zarządzanie według sztywnych komunistycznych zasad i marnowanie ich codziennej krwawicy. Gdy rząd wycofał się z uzgodnionych wcześniej ustępstw, ludzie wyszli na ulice.

Tortury w więzieniu nie były jednak najgorszym, co mogło 28 czerwca poznańskich robotników spotkać.

Premie
Na ulicach Poznania zebrało się 100 tys. niezadowolonych ludzi. Wbrew twierdzeniom prokuratorów podczas późniejszych procesów, demonstracje nie były inspirowane przez wywiad amerykański bądź zachodnioniemiecki. Były inspirowane przez absurdy stalinowskiego komunizmu zaszczepiane siłą nad Wisłą.

Czołgi
PZPR nie zamierzała ustępować. Nawet jeśli chodziło o wystawienie obywateli na celownik czołgów. Podczas zamieszek, które wybuchły na ulicach, rząd wezwał do pomocy dywizje pancerne z 300 czołgami. Wtedy już jednak krew lała się po ulicach.

Prowokator
Władza po tragicznych wydarzeniach poznańskich szła w zaparte. To nie ona zawiniła, to byli prowokatorzy. I oczywiście oni też strzelali do robotników. Czyli siebie.

Strzały
Pokojowy protest przerodził się w zamieszki, kiedy delegaci protestujących zniknęli, a wśród ludzi rozeszła się wieść, że zostali zamknięci w więzieniu. Szukający ich tłum dosięgły pierwsze kule.

Ofiary
W dniach 28-29 czerwca zginęło w Poznaniu według różnych szacunków 70 (62 osoby cywilne oraz 4 żołnierzy i 4 funkcjonariuszy UB i MO) lub 57 osób (w 49 cywili i 8 mundurowych), kilkaset osób zostało rannych. Propaganda komunistyczna przez lata nie pozwalała mówić o tragicznym finale protestu robotników, którzy dzień przed tragedią naprawdę chcieli tylko lepszych warunków pracy.

Winni
Winni znaleźli się tylko po jednej stronie. Której? No właśnie. Dzięki twardej walce obrońców najcięższym wyrokiem było 6 lat więzienia. Najsłynniejszy adwokat broniący robotników mec. Stanisław Hejmowski swoje sądowe zwycięstwo przypłacił zakazem wykonywania zawodu.

Premier Józef Cyrankiewicz, którzy oskarżył robotników o prowokacje sprawował swój urząd do 1970 roku, kiedy wraz z Władysławem Gomułką ustąpił po masakrze robotników na Wybrzeżu.

Więcej o Poznaniu 1956 przeczytasz pod tym adresem.

Autor: Rafał Madajczak

Patronem cyklu Poznań'56 jest Miasto Poznań.