Dramat Tomasza Kammela. Miał tylko poprowadzić Fryderyki, ale postanowił też mówić żarty [MAMY JE]
ASZdziennik
21 kwietnia 2016, 09:51·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 21 kwietnia 2016, 09:51
Okazuje się, że Kammel pomylił profesję konferansjera z profesją komika.
Reklama.
Wczoraj wieczorem w Teatrze Polskim odbyła się gala wręczenia Fryderyków 2016. Współprowadzący galę Tomasz Kammel próbował rozśmieszyć publiczność. Skończyło się na tym, że nikt nic nie rozumiał z jego "żartów".
– Fajnie się stoi obok Haliny, co? – zwrócił się do Grzegorza Turnaua nawiązując do obecności Haliny Mlynkowej. Odpowiedziała mu cisza.
Ale i tak najlepszy suchar przyszedł w momencie wręczenia statuetki warszawskiemu raperowi Filipowi Szcześniakowi, ukrywającemu się pod pseudonimem artystycznym Taco Hemingway.
– Nie chciałbym, aby polskiemu hip-hopowi była dorabiana morda prymitywizmu – powiedział Marcin Grabski, szef Asfalt Records odbierając statuetkę w imieniu rapera. – Widzieliście Taco? W jego przypadku o mordzie nie może być mowy! – zripostował Tomasz.
Po czym nikt się nie zaśmiał, a na widowni dało się słyszeć przeraźliwą spację. Tak, spację.
Spacja, czyli cisza dłużąca się w nieskończoność po żarcie to najgorsze, co może spotkać komika.
Z tym, że Kammel nie jest nawet komikiem.
To jest ASZdziennik, ale to prawda. Cytaty, tak tak, za Plotkiem. (b)