Dramat polskiej delegacji. Mieli sobie zrobić drugi Smoleńsk, ale głupi pilot nie chciał [PRAWDA]
ASZdziennik
05 grudnia 2016, 11:00·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 05 grudnia 2016, 11:00
Są takie chwile, kiedy możesz przejść do historii, ale jakiś mały człowiek staje ci na przeszkodzie.
Reklama.
Uwaga: wszystko, co przeczytacie poniżej jest prawdą.
– Premier Beata Szydło, wicepremier Mateusz Morawiecki, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, szef MSW Mariusz Błaszczak i jeden z najważniejszych oficerów w polskiej armii generał Marek Tomaszycki mieli odlecieć z Londynu przeciążonym samolotem – informuje Zbigniew Parafianowicz z "Dziennika Gazety Prawnej" (warto przeczytać całość tekstu w DGP, bo pominęliśmy 80 proc. kwiatków).
Cały odlot zdarzył się na podlondyńskim lotnisku Luton, skąd złożona z VIP-ów i dziennikarzy polska delegacja miała wracać do kraju po spotkaniu międzyrządowym z gabinetem Theresy May.
Sęk w tym, że delegacja przyleciała dwoma samolotami, a chciała wrócić jednym. Dlaczego? Bo dziennikarze w pierwszą stronę lecieli wolniejszą Casą, ale część z nich zapragnęła być wcześniej w domu. Więc wymogli na urzędnikach połączenie lotów, a urzędnicy podjęli skandaliczną decyzję i się zgodzili (o tym w tekście Parafianowicza nie ma, ale my swoje wiemy).
W ten sposób doszło do przeciążenia samolotu, w którym kilka osób zajęło MIEJSCA STOJĄCE jak w jakimś autobusie 171. A że to Polacy i łatwo nie ustąpią, zaczęły się negocjacje, kto poleci, a kto nie.
Na szczęście obsługa lotniska nie chciała się zgodzić na odlot nowej obsady filmu "Smoleńsk 2". Co ważne, "nie" powiedział też pilot.
I tylko w ten sposób udało nam się, dla odmiany, nie zabić się własnymi rękami.