Przyszły student przekopał się przez stertę ofert, która pięciokrotnie przekraczała jego możliwości finansowe, aż w końcu trafił na intrygującą propozycję.
Landlord oferował wynajem kawalerki w centrum Poznania za jedyne 1800 zł pod warunkiem, że najemca sprzeda mu duszę. Oferta wydawała się Marcinowi tak kusząca, że nie wahał się ani chwili i od razu napisał do swojego przyszłego właściciela.
– Jam częścią tej siły, która wiecznie zła pragnąc, wiecznie dobro czyni – napisał landlord w pierwszej wiadomości, co wydawało się Marcinowi nieco dziwne, ale zrzucił to na karb niezrozumiałej dla niego mowy baby boomers. A przecież wystarczyło zwykłe „dzień dobry”.
Nazajutrz umówili się na oglądanie mieszkania i spisanie cyrografu łzami Marcina, które wylewał, dowiadując się o konieczności wpłacenia kaucji.
Kawalerka wydawała się doskonała i miała wszystko to, o czym marzy współczesny człowiek – blat kuchenny obok łóżka, lodówkę turystyczną i dwa palniki elektryczne, z czego jeden nawet działał.
Gdy podpisali pakt, landlord poklepał Marcina po plecach i powiedział:
– Prostokąt obrysujcie w darni. Zamiast pałacu domek ciasny – koniec żałosny, ale własny.
– Okej – odpowiedział zmieszany Marcin i rozpoczął dekorowanie swojej eleganckiej 9 metrowej kawalerki.
– Trwaj, chwilo, jesteś piękna! – prawie wyrwało się z jego piersi, ale przypomniał sobie, że w cenę niewliczone są opłaty za media, prąd i ciepłą wodę. Poza tym landlord wspominał coś o dodatkowej płatności za korzystanie z pralki.
I wtedy w jego głowie pojawiła się myśl: trzeba zostać landlordem. Spocił się cały, zupełnie jakby ktoś przejął władzę nad jego ciałem, ale uznał, że to prawdopodobnie efekt tej ostrej zupki chińskiej, którą uczcił znalezienie nowego mieszkania.
A potem rozdzielił swoją mikrokawalerkę parawanem na dwie nanokawalerki, które wynajął zdesperowanym kolegom z roku. I to za trzykrotność swojego czynszu.
To jest ASZdziennik. Wszystkie cytaty i zdarzenia są zmyślone.