Fot. Facebook/Rafał Trzaskowski, Pexels.com
Reklama.

Nie chodzi mi o liczne miłosne podboje. Któż z nas nie wykorzystał kiedyś swego uroku, erudycji i znajomości języka francuskiego do tego, by zrobić wrażenie na kobiecie lub mężczyźnie? Wiem jednak, że słowo "dupiarz" jest okropne. Nie obchodzi mnie, że przy mnie na pewno by tak nie powiedział. Liczy się to, jak zachowuje się w gronie kolegów.

Nasza więź zaczęła się już w czasie kampanii prezydenckiej dwa lata temu. Jego ciepłe brązowe oczy, uśmiech małego misia, nieskazitelna biała koszula - wszystko to działało na wyobraźnię zwłaszcza w gorące letnie miesiące. Nie powiedziałabym "nie", gdyby chciał mnie poczęstować Châteauneuf-du-Pape przy kompaktach João Gilberto. A dziś? Mogę tylko zakrzyknąć za wielkim francuskim poetą: mais où sont les neiges d'antan *?

Tak, bywało między nami raz lepiej, raz gorzej. Gorzej - gdy był smog i zobaczyłam, jak mało drzew sadzą na placu koło Smyka. Lepiej - gdy namalowano pasy przy rondzie Dmowskiego. Wiedziałam jednak, że jedno pozostaje niezmienne: on ma dobre maniery, zna się na winach i szanuje Bronisława Geremka. Wiedziałam? Nie. Łudziłam się.

Wszystko to okazało się maską, która rozsypała się na kawałki, gdy on zaczął z rubasznym rechotem opowiadać o tym, jak to się w młodości nie ruchało. Rafale, powiem to w języku Shakespeare'a: a gentleman doesn't kiss and tell. Ani się nie chwali, że uuu, kiedyś to było, jak jakiś smutny stary satyr podbechtany przez innego starego satyra.

Dalej mogłoby być między nami dobrze. Często przejeżdżam przez Plac Bankowy. Od teraz jednak nie spoglądaj tęsknie z okna gabinetu na tramwaj numer 15, w którym siedzę.

Nie ma miejsca w moim sercu dla dupiarzy.

To jest ASZdziennik, ale Trzaskowski naprawdę powiedział "dupiarz" u Kuby Wojewódzkiego.

* mais où sont... - ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi (François Villon, "Ballada o paniach minionego czasu", przeł. Tadeusz Boy-Żeleński)